Praca w biurze podróży- jak dostać pracę w turystyce

 

Praca w biurze podróży to jeden z najdziwniejszych zawodów, jakie można wykonywać. Z nazwy- biurowa, z praktyki- skomplikowana niczym zawód aktora, bo podobnie jak w filmie- odbiorca widzi tylko to, co chce mu się pokazać. Za pięknym show z katalogiem w roli głównej kryją się długie miesiące nauki i szalona odpowiedzialność. Ale od początku…

Dlaczego, dlaczego, dlaczego…

Dzisiaj o pracę w biurze podróży jest zdecydowanie łatwiej niż wtedy gdy zaczynałam pracę w turystyce. Przede wszystkim biur jest zdecydowanie więcej– Polacy na zagraniczne wakacje jeżdżą masowo, a nie elitarnie. Realne szanse dostania pracy ma właściwie każdy, kto przejawia pewien zestaw cech pożądanych w branży.

Młode osoby lgną do pracy w biurze podróży, bo w większości łączą tę pracę z drugim członem nazwy i pominięciem pierwszego. Biuro pozostaje biurem, choć z podróżami w tle. I niestety, jest to praca biurowa, choć zdjęcia z wyjazdów i element show, jakim jest obsługa klienta, mogą wskazywać na coś innego.

Pierwszy krok

Żeby pracować w biurze nie trzeba mieć wykształcenia kierunkowego, bo tak naprawdę w praktyce niewiele ono daje. Uczelnie w większości nie kształcą przyszłym pracowników branży, tylko teoretyków od wszystkiego i niczego. Moje studia turystyczne nie przydały się absolutnie do niczego, do dzisiaj uważam, że 3 lata licencjatu mogłam spożytkować lepiej.

Wielokrotnie lepszymi pracownikami biur okazują się osoby po studiach filologicznych, kulturoznawczych, socjologicznych, etnologicznych niż absolwenci turystyki. Dlaczego? Bo w turystyce jest niesłabnące zapotrzebowanie na pasjonatów. W pracy zdecydowanie częściej używałam wiedzy zdobytej na kulturoznawstwie niż na turystyce, ponieważ to właśnie tam dowiedziałam się wiele o innych kulturach, krajach i psychologii. Przeglądając oferty pracy bardzo rzadko spotykam już wśród wymagań punkt dotyczący wykształcenia kierunkowego.

Przede wszystkim, niezbędna do pracy w biurze jest wiedza geograficzna. Truizm, prawda? A jednak nie, bo przychodzący do pracy nowicjusze bardzo często nie mają pojęcia jakie miasto jest stolicą danego kraju oraz nad jakimi morzami leżą różne państwa. Na forum dla pracowników biur podróży często publikowane są różne rewelacje z rozmów kwalifikacyjnych, „heheszki” dotyczą tego, że młodzi nie mają pojęcia, co jest stolicą Hiszpanii, nie potrafią wymienić największych atrakcji Egiptu, nie znają nawet trzech greckich wysp, nie rozróżniają dużych miast w różnych krajach. Mnogość tego typu rewelacji daje nam smutny obraz poziomu kształcenia oraz zainteresowań potencjalnych pracowników.

Pasja!

I właśnie dlatego ważniejsza od studiów jest pasja. Jednak nie pasja do biernego leżenia na plaży (choć sama lubię), ale do zdobywania wiedzy o świecie. Pracodawcy już wiedzą, że cenniejsza dla nich jest osoba po filologii hiszpańskiej, dla której geografia regionu i znajomość kultury nie ma żadnych tajemnic od kogoś, kto 5 lat życia przezimował na turystyce. Idąc do pracy w biurze warto mieć swojego „konika”. Nie od razu Rzym zbudowano- gdy sama zaczynałam pracę, o wielu kierunkach nie miałam bladego pojęcia, posiadałam za to kilka destynacji, które uwielbiałam. Zdecydowanie łatwiej jest rozwijać swoje zainteresowania i poszerzać wiedzę niż zaczynać od zera.

Jeśli nie masz doświadczenia, ale masz w sobie pasję- wysyłaj CV śmiało. Dobry rekrutujący wyłapie w rozmowie kwalifikacyjnej Twoje predyspozycje.

Przy kawie

Opcji zatrudnienia w biurze podróży jest wiele. Biura nie są sobie równe i działają na różnych zasadach. Oto niektóre z nich:

  • Biuro działające pod szyldem jednego organizatora (np.: TUI, Itaka, Rainbow) – sprzedaje się w nim oferty jednej konkretnej firmy, pracownicy mają specjalne uniformy (w Itace cały mundurek, w TUI i R są to głównie koszule służbowe), z czego te biura dzielą się na:
  • a) salony/biura własne- czyli biura podlegające bezpośrednio centrali danej firmy;
  • b) salony franczyzowe- biuro należy do osoby/firmy, która wykupiła możliwość korzystania z danej marki, oznacza to, że Waszym pracodawcą nie będzie bezpośrednio organizator, tylko firma korzystająca  opcji franczyzy;
  • Biuro sieciowe– wakacje.pl, travelplanet- agencje będące skupione w sieci, działające pod wspólnym logo, sprzedają oferty różnych organizatorów;
  • Biuro agencyjne– należy do konkretnego właściciela, który ma jedno lub kilka biur sprzedających oferty różnych organizatorów.

Ogłoszenia dotyczące pracy w branży najczęściej lądują w serwisie www.tur-info.pl oraz na stronach organizatorów. Po wysłaniu CV, jak wszędzie, należy poczekać na telefon z zaproszeniem na rozmowę.

Proces rekrutacji w różnych firmach wygląda różnie- przeważa jedna rozmowa i telefon z dobrą lub złą wiadomością. Inni, dzielą rekrutację na kilka etapów- wstępną selekcję przy skype (jeśli to większa firma o korporacyjnej strukturze) lub rozmowę z osobą na stanowisku związanym z HR, a następnie drugi etap, który stanowi rozmowa z kierownikiem regionalnym lub kierownikiem biura.

Najczęściej podczas rozmowy rekrutujący próbują zbadać poziom wiedzy oraz predyspozycje do pracy- pracownik biura podróży to nie księgowa, która może być mrukliwa i introwertyczna (choć i takie osoby znam i są dobrymi pracownikami pod warunkiem wypracowania pewnej techniki obsługi klienta, ale o tym później).

Jaki zatem powinien być pracownik biura podróży? Z jednej strony skrupulatny i dokładny, z drugiej- z nutą szaleństwa, kreatywny i przebojowy. Wachlarz cech jest bardzo szeroki i często zawiera przeciwstawne pozycje, dzieje się tak, bo ta praca jest nieco schizofreniczna- z jednej strony przy kliencie trzeba dać z siebie wszystko, odpalić całą swoją wiedzę, entuzjazm i umiejętności sprzedażowe, zrobić show, by po chwili wrócić do ślęczenia przy tonie papierków i uzupełniać tabelki z tysiącem liczb.

Po drugiej stronie witryny

Hurra! Udało się! Przyjęli Cię! Witaj w świecie sprzedawców marzeń! Zanim jednak usiądziesz za biurkiem i zaczniesz być panią lub panem od wakacji, czeka Cię szkolenie i wprowadzenie w meandry pracy biurowej. I tu zaczynają się schody, bo za tym biurkiem i katalogiem kryją się systemy rezerwacyjne, CRM, znajomość przepisów wjazdowych, warunki uczestnictwa, warunki zakładania rezerwacji, sejf, odpowiedzialność finansowa, konwoje, umowy, dokumenty, przechowywanie danych klientów.

Duże firmy organizują dla swoich pracowników szkolenia- trwają one od jednego dnia do tygodnia. Podstawowym narzędziem pracy w biurze jest system rezerwacyjny– w Polsce systemów jest kilka, z czego cztery- pięć jest najważniejszych. W niektórych systemach znajdziecie ofertę wielu biur (np. MerlinX), inne są dedykowane konkretnym firmom (np. systemem rezerwacyjnym Rainbow jest Travella, a TUI- Iris). Systemy różnią się miedzy sobą- jedne są proste i intuicyjne, inne- skomplikowane i kompletnie nieprzyjazne wizualnie. Bez nauki ich obsługi można co najwyżej zaproponować klientowi kawę i uśmiech.

Jest to jednak dopiero początek zabawy, bo oprócz systemu rezerwacyjnego, właściwie każde biuro ma swój CRM, czyli program służący do obsługi rezerwacji o charakterze kasowym, informacyjnym itp. itd. Wprowadzane tam są dane rezerwacji, dane klienta, wartość rezerwacji, wartość przyjętej gotówki i wiele, wiele innych. Niektóre z nich są dziecinnie proste i stanowią po prostu bardziej rozbudowaną wersję kalkulatora, inne- to prawdziwe turystyczne maszyny, z których wysyła się maile, przypomnienia zapłaty, wyksięgowania, przeksięgowania, generuje się dokumenty.

Kolejnym punktem jest odpowiedzialność finansowa. Sejf i pilnowanie stanu kasy to oczko w głowie każdego biura- wszystko ma się zgadzać co do grosza. Pieniądze klientów, a co za tym idzie- pieniądze biura to jedna ze świętości. Świętość tą należy dokładnie liczyć i pilnować. Zgromadzone pieniądze przekazuje się na konto bankowe. W trakcie swojej „kariery” spotkałam się z różnymi formami wpłat. W pierwszym biurze w jakim pracowałam pieniądze nosiłam do banku i wpłacałam w okienku. Bank był oddalony od biura ok. 500 metrów, z czego 300 pokonywało się drogą sąsiadującą z gęstymi krzakami. Do dzisiaj zastanawiam się jak dałam się wmanewrować w coś takiego. Wyobraźcie sobie 20-stoletnią studentkę, która w przywiezionej z wczasów w Bułgarii podrabianej torebce Prady (tak, przyznaję się- miałam taką :D) niesie 50 tysięcy złotych. Gdyby głupota miała skrzydła to latałabym z tymi pieniędzmi. 🙂 W innych biurach korzysta się z wpłatomatów, kasę oddaje się właścicielowi lub przygotowuje się konwoje.

Jakby tego było mało, do przyswojenia jest cała masa wiedzy. Począwszy od destynacji turystycznych, długości lotów, różnicy w czasie, możliwości zwiedzania, dostępnych wycieczek fakultatywnych, przez przepisy wjazdowe, długość ważności paszportu, konieczności wyrobienia wizy aż do warunków uczestnictwa w imprezie turystycznej, wielkości zaliczki, terminach dopłat, możliwości i długości zakładania rezerwacji wstępnych. Jeśli pracujecie w biurze jednego organizatora- wszystkie te informacje dotyczą jednej firmy, jeśli jednak zaczęliście pracę w agencji- przed wami sporo pracy by przyswoić meandry sprzedaży różnych organizatorów.

Oglądanie i czytanie

Najważniejszym elementem pracy w biurze jest znajomość tego, co się sprzedaje. Bez tego i umiejętności pracy na systemie rezerwacyjnym nie zrobi się nic. Wiedza o destynacjach i hotelach pogłębia się z czasem, ale niezbędne minimum trzeba mieć na starcie, inaczej rozwijana w systemie lista hoteli będzie ciągiem skleconych w dziwne nazwy literek.

Hoteli na których będziecie pracować jest kilkaset (w agencjach sprzedających organizatorów nawet kilka tysięcy)- jeśli nie zainteresujecie się tym, jakie są, gdzie, jak wyglądają, gdzie są położone i jakie mają opinie to nie ruszycie z miejsca. Nie da się polecić klientowi pierwszego lepszego hotelu z systemu tylko dlatego że jest dostępny w wybranym przez niego terminie. Jeśli jedzie z dziećmi to nie polecisz mu małego, romantycznego hotelu na klifie, w którym 90% gości to pary świeżo po ślubie. Nikt także nie chciałby spędzić rocznicy w ogromnym resorcie z tysiącem rozkrzyczanych dzieci uczestniczących w głośnych animacjach. Widząc obszerną listę hoteli można wpaść w popłoch, jednak zanim ogarnie was panika, zastosujcie się do mojej rady- poszukajcie sobie hotelu na wakacje. Na każdym kierunku.

Ja właśnie tak zaczęłam- szukając sobie po kilka hoteli na każdym kierunku. Przeglądałam zdjęcia obiektów na stronach organizatorów, wchodziłam na portale z opiniami (tripadvisor) i wybierałam miejsca, gdzie sama chciałabym spędzić urlop. Następnie robiłam swój prywatny ranking najciekawszych Aquaparków- oglądałam hotele i patrzyłam na zjeżdżalnie, ilość atrakcji i wielkość. Bez spinania się, tak, jakbym dla siebie wybierała miejsce na wyjazd. I tak z każdym typem hotelu- gdzie chciałabym zabrać swojego chłopaka, gdzie chciałabym jechać gdybym miała dzieci, gdzie zabrałabym mamę, gdzie wysłałabym dziadków, gdzie bym pojechała gdyby moja pensja liczyła przynajmniej dwa zera więcej. Na początek kilka hoteli na każdym kierunku załatwi sprawę. Zacznijcie od mniejszej ilości, ale z dobrą wiedzą.

Zderzenie ze ścianą

Kiedy ogarniecie już, na poziomie pozwalającym na obsługę klienta, systemy, siadacie tam, gdzie zasiąść chcieliście. I nagle okazuje się, że nie jest to wcale ani takie proste, ani takie sympatyczne. Bo większość klientów nie jest prosta, a sporo z nich nie jest też sympatyczna, mimo że poruszamy z nimi tak sympatyczny temat jak wakacje.

Podstawowym zadaniem sprzedawcy jest analiza potrzeb klienta. Kiedy chce lecieć, w ile osób, na jak długo, z jakim wyżywieniem, skąd, dokąd, czego oczekuje, gdzie był, o czym marzy, co mu się podoba. Im więcej pytań tym lepiej. W teorii jest to bardzo proste, w praktyce- niekoniecznie. Dlaczego? Bo klienci na pytanie o termin wyjazdu potrafią powiedzieć „obojętnie”, ile osób „jak będzie dobra cena to może nawet 10”, gdzie chce jechać „no nie wiem”, co go interesuje- „coś fajnego”. Polać temu, kto według tych wytycznych coś znajdzie i sprzeda (bo o to w tej zabawie chodzi).

Klienci są różni i w różnym stanie do nas przychodzą. Większość z nich jest oczywiście normalna i miła, jednak zdarzają się przypadki, które będziecie wspominać latami, a uraczeni wyniesionymi z biura historiami znajomi będą kręcić głowami i myśleć, że to niemożliwe. Klienci potrafią być niemili, złośliwi, aroganccy, niecierpliwi, niezdecydowani, nieprzyjemni- i jedną kwestią jest umiejętność poradzenia sobie z nimi, trzymania nerwów na wodzy, a drugą- doprowadzenie do tego, że przychodzący do biura z taka aurą klient wyjdzie z zakupioną wycieczką.

Obsługa klienta to umiejętność czarowania. Nie zmyślania i kłamania, tylko czarowania. Podobno pracownicy biur podróży to sprzedawcy marzeń- coś w tym jest, choć te marzenia sporo kosztują, więc w pracy poruszamy się po grząskim gruncie tego, co klient by chciał, a na co może sobie pozwolić. Klient okłamany, wprowadzony w błąd, taki, któremu wcisnęło się „kit” byle sprzedać i zarobić, nie wróci do was. Napisze reklamacje, przeklnie was na wszystkich forach i zrobi więcej złego niż były warte te marne grosze z prowizji i % do targetu. Klienta trzeba wyczuć i oczarować, przedstawić prawdę ubraną w odpowiednie słowa. Może zabrzmi to jak tania przechwałka- nie kłamię klientów, mówię nawet najgorszą prawdę ważąc na słowa. Nie miałabym sumienia okantować kogoś na kilka tysięcy złotych i zniszczyć wakacje z własnej pazerności, ponadto- nie chcę mieć problemów. To proste- niezadowolony klient zasypie was telefonami, będzie wściekły, napisze reklamacje, zrobi wam antyreklamę. Po co się denerwować?

Mamy to!

Pierwszą sprzedaż pamięta się do końca życia. Moją pierwszą sprzedażą był hotel Samara w Tunezji z Oasis Tours. Ręce trzęsły mi się jak galaretka, pot spływał po plecach. Kiedy nabijałam na kasę kwotę rezerwacji myślałam, że serce wyskoczy mi gardłem i ucieknie z biura. Ale poszło! Sprzedałam! Byłam dumna z siebie i głodna kolejnej sprzedaży.

Przy sprzedaży następuje euforia, krótka chwila- my wybraliśmy dla klienta hotel, klient wybrał nas. Świetne uczucie. Świadomość tego, że wszystko „zagrało”. Klient wychodzi z umową, a my zaczynamy papierologię, bo umowę trzeba wprowadzić do CRM, dokumenty odpowiednio spakować i przechować, kasę zabezpieczyć, przypomnieć o dopłacie, dopilnować terminów. Stos kartek, karteluszek, wydruków i przeklikiwania. Nasza robota zaczyna się po wyjściu klienta, wcześniej były przyjemności i gra uśmiechów.

Nie każdemu klientowi sprzedacie ofertę, nie każdy klient jest wasz, nie każdy przychodzi kupić. Kiedyś bardzo przeżywałam każdą „porażkę”, czyli sytuację gdy klient wybrał coś innego lub kupił w innym biurze. Dzisiaj wiem, że nie każda osoba wchodząca do biura to MÓJ klient. Czasami, mimo wielu prób i podejść po prostu nie łapie się tego „feelingu” i to nie zagra, niekiedy nasza oferta jest po prostu mniej atrakcyjna od tego, co ma konkurencja, są sytuacje, w którym nie ma się tego, czego klient szuka i nie przekona się do niczego innego. Miałam swoje wzloty, kiedy klient chcąc kupić u mnie narty w Austrii wychodził z wakacjami w Omanie, ale powiedzmy sobie szczerze- jeśli klient marzy o Wietnamie to rzadko kiedy zadowoli się swojską Albanią. Bądźcie przygotowani na rozczarowania, bo nie będzie ich brakować.

Nie zabijaj!

 Proces obsługi klienta nie kończy się na założeniu rezerwacji, rozliczeniu jej i dopilnowaniu wpłat. Niestety, w turystyce dzieją się różne rzeczy i historia naszej rezerwacji nie musi się kończyć na „lecieli długo i szczęśliwie”. Któregoś pięknego popołudnia może nas zaskoczyć powiadomienie od organizatora, że naszym klientom właśnie zmieniono godziny lotu i zamiast porannej podróży wylecą 5 minut przed północą, albo zabrakło dla nich miejsca w hotelu i dostają dwie propozycje zamiany. Może zdarzyć się tak, że z powodu małej ilości chętnych ich wycieczka objazdowa właśnie została odwołana. Serce zamiera w klatce piersiowej, mamy bezdech. Klienta trzeba powiadomić. I uwierzcie, że nie to jest najgorsze. Najgorsza jest cisza w słuchawce i to, co po niej następuje. Jak nietrudno się domyślić, jest to niezadowolenie. Niezadowolenie połączone z rozczarowaniem, niezadowolone połączone ze złością, niezadowolenie połączone z furią. I to niezadowolenie spada na was, choć jedyną waszą winą była dobra wola i sprzedaż oferty. W takich sytuacjach stresu jest cała masa- dobrze, gdy klient wyraża swoje emocje przez telefon, a następnie wraca mu zdolność trzeźwego myślenia i nie wyładowuje się na was, jednak bardzo często na tym się nie kończy. Tego typu sytuacje nasilają się wiosną, gdy organizatorzy dokonują kalkulacji po zakończeniu promocji First Minute i zaczynają kasować nierentowne połączenia oraz wycieczki.

Zapłata

Skoro jest praca to musi być płaca. Zarobki w biurach są niesamowicie zróżnicowane i jak w większości zawodów objęte klauzulą tajności. Napiszę jednak ogólnikowo, podstawy w turystyce są mniej lub bardziej zadowalające. Osoba startująca może liczyć na 1800 zł wzwyż. Nie spotkałam się z podstawą wyższą niż 3500 zł netto. Za to ogromne różnice występują w systemach prowizyjnych, które w biurach podróży są przysłowiową marchewką na kiju. Każda sprzedaż oznacza określoną prowizję dla biura, a co za tym idzie- dla pracownika. Prowizje rozliczane są w różny sposób:

  1. Prowizja naliczana na pracownika- w skrócie- ile sprzedasz tyle zarobisz. Prowizja stanowi najczęściej % od prowizji biura i tutaj rozróżniłabym dwa rodzaje prowizji: a) prowizja z targetem- odgórnie masz wyznaczony kwotę na jaką masz sprzedać w danym miesiącu, jeśli nie przekroczysz tego progu- nic nie dostaniesz; b) prowizja bez targetu- ile zarobisz tyle jest twoje;
  2. Prowizja rozliczana na biuro- działamy w zespole, ale pojedynczo: a) z targetem- odgórnie wyznaczony target, który robimy razem, czasami kierownik biura rozdziela target na pracowników tak, żeby każdy miał wkład równy umiejętnościom; b) bez targetu- jw.;

Następnie sa sposoby wypłacania prowizji:

  1. Od obrotu w miesiącu- prowizja wypłacana od ilości przyjętych w danym miesiącu wpłat- oprócz bieżącej sprzedaży liczą się w to dopłaty klientów, czyli zaliczki i dopłaty z danego miesiąca;
  2. Od sprzedanych wyjazdów na dany miesiąc- prowizja wypłacana jest tylko od wyjazdów zrealizowanych w danym miesiącu, czyli jeśli w styczniu sprzedasz 2 wyjazdy na styczeń i 3 na lipiec, to Twoja prowizja będzie naliczona od wyjazdów, które miały miejsce w styczniu, a za pozostałe 3 rezerwacje pieniądze dostaniesz w lipcu, gdy klienci wrócą ze swoich wakacji;
  3. Od ogólnie sprzedanych wyjazdów- na tego typu wypłaty mogą pozwolić sobie tylko najwięksi, bo prowizje są obarczone dużym ryzykiem. Jeśli w styczniu sprzedajesz wyjazd na lipiec, to prowizja jest wypłacana od razu. Ryzyko polega na tym, że klient może z rożnych przyczyn zrezygnować- Twój pracodawca nic z tego nie ma, a Ty i tak dostałeś prowizję;

Rodzaje prowizji:

  1. Procentowa- wyznaczany jest % od sprzedaży, który stanowi Twoją prowizję;
  2. Procentowa od podstawy- z Twojej podstawy i stopnia zrealizowanego targetu wyznaczana jest prowizja;
  3. Kwotowa- niezbyt popularna, pracodawca wyznacza kwoty- za rezerwację do 2 tysięcy złotych dostajesz 5 zł, za rezerwację do 5 tysięcy 8 zł itd. Na koniec miesiąca jest to zliczane i sumarycznie dostajesz prowizję.

Niestety, kwestie prowizji to często temat dużych patologii w biurach. Większość z biur wypłaca je pod stołem, pracownicy nie mają ich na umowach, a co za tym idzie- przy ewentualnych rozstaniach wypracowana w pocie czoła prowizja przepada.

Jak duże są prowizje? Wszystko zależy od wielkości sprzedaży i systemu. Od kilkuset do kilku tysięcy (!) złotych miesięcznie. Zwróćcie jednak uwagę jak bardzo zagmatwana jest to kwestia- znam osoby, które sprzedają jak szalone, a nie ma to zupełnie przełożenia na zarobki, są też asy, które mają kilka mocnych sprzedaży w miesiącu i żyją jak pączki w maśle. 🙂 Ważnym punktem jest też czas, kiedy wypłaca się prowizje- jeśli dopiero po powrocie klientów to sprzedając dużo ofert First Minute w styczniu prowizja będzie bardzo niska, jej skok nastąpi dopiero w miesiącach letnich, dlatego może zdarzyć się tak, że całą zimę będziecie „biedować”, żeby w wakacje mieć ogromny zastrzyk gotówki.

Wyjazdy i przyjemności

Było już o biurze, teraz będzie o podróży. Podróże są nieodłączną częścią tej pracy- codziennie zajmujemy się podróżami innych, warto wreszcie poruszyć temat podróży własnych. Jako pracownicy biur w większości będziecie mieć zniżki pracownicze– przy dobrym układzie można zobaczyć kawał świata za niewielkie pieniądze, nie myślcie jednak że to kraina mlekiem i miodem płynąca. Swoje i tak trzeba zapłacić i o czym warto wspomnieć, wiele ofert jest wyłączonych z możliwości kupna ze zniżką. W większości biur zniżka dotyczy jednego wyjazdu w ciągu roku.

Oprócz zniżki niewątpliwym plusem tej pracy jest możliwość zobaczenia w pierwszej kolejności najlepszych ofert. W ten sposób udało mi się upolować kilka świetnych okazji (na przykład moją Turcję za 550 zł). 🙂

Osobną sprawą są wyjazdy służbowe, czyli study toury. Każdy organizator wysyła swoich pracowników i agentów na wyjazdy szkoleniowe, których podstawowym założeniem jest zobaczenie bazy hotelowej w danym miejscu. Oprócz tego najczęściej organizowana jest jedna (bądź dwie) wycieczka fakultatywna. Taki wyjazd to rewelacyjna możliwość zobaczenia na żywo miejsc, których zdjęcia codziennie oglądacie razem z klientami przy przedstawianiu oferty. Nagle okazuje się, że ten super-ekstra-nowoczesny hotel jest ciasny i mały, a obiekt, który w ogóle nie wzbudzał w was emocji na zdjęciach to prawdziwy „sztos”. Widząc hotele, czując ich atmosferę, oglądając otoczenie i macając je (dosłownie) sprzedaż nabiera zupełnie innego wymiaru. Każde study wzbogaca, także towarzysko, bo jest to tydzień (najczęściej) kiedy dorośli ludzie odrywają się od rzeczywistości i biorą udział w koloniach 18+ z elementem edukacyjnym w tle.

Nie każde study jest sobie równe. Niektóre z nich to po prostu orka na ugorze- masa hoteli do wizytacji, długie przejazdy, bieganie po lobby, fotografowanie pokoi, wciskanie się między leżaki i kolegów z branży dla jak najlepszego ujęcia. Po pewnym czasie człowiek zaczyna przechodzić obojętnie obok złotych klamek i kryształowych toalet, bo jest tego po prostu za dużo. Pożądane study to takie, gdzie wyważone jest zwiedzanie hoteli oraz danej destynacji- z takich study najwięcej się wynosi, ponieważ baza hotelowa czasami zmienia się zupełnie (hotele znikają z oferty, przechodzą do innych biur, zostają zakontraktowane na wyłączność itp.), ale mamy wiedzę, jak wygląda dane miejsce oraz ogólne wyobrażenie o kierunku. Wszyscy najbardziej lubią tzw. VIP study, czyli wyjazdy dla najlepszych (najczęściej dla właścicieli biur) oraz miejsc na wycieczkach objazdowych (traktowane jako study). Hoteli albo nie ma na nich wcale, albo jest zaledwie kilka, natomiast czas poświęcony jest tu zabawie, wypoczynkowi i zwiedzaniu. Super, prawda? Ale nie ma co się łudzić- szansa na trafienie takiego wyjazdu nie jest zbyt wysoka. 😉

Kwestia przyzwyczajenia

Po pierwszych (najtrudniejszych) miesiącach pracy wiele osób rezygnuje. Stanowisko, które wydawało się „fajne” i przyjemne, okazało się być po prostu ciężką, obarczoną ogromną odpowiedzialnością robotą z elementami euforii. Najprzyjemniejsze w tej pracy przychodzi po czasie. Często po dłuższym czasie. Bo dopiero po wielu miesiącach, niekiedy latach, jedzie się ze zniżką tam, gdzie chciało się zawsze jechać. Dopiero po kilku miesiącach kasa na koncie zaczyna się zgadzać. Dopiero wtedy wracają do nas stali klienci, którzy mówią, że polecane im przez nas hotele to zawsze złote strzały i najpiękniejsze wakacje. Dopiero po czasie przychodzi do nas ktoś, kto jest znajomym kogoś, kogo wysłaliśmy na wakacje, które wspomina każdej napotkanej osobie. Po żmudnych latach nauki, nerwów, zwątpienia przychodzi ktoś z butelką pysznego wina z Lanzarote i mówi, że to, co widział to była jedna z najpiękniejszych rzeczy do tej pory. I wtedy dopiero czujecie, że odwaliliście kawał dobrej roboty. I że było warto.

Podziel się swoją opinią