5 najbardziej niedocenionych kierunków

Morze – jest, hotele – są, atrakcje, pogoda, odrobina egzotyki – również. A jednak te kierunki uchodzą za mniej atrakcyjne, nieciekawe lub nawet… rozczarowujące! Wybrałam pięć najbardziej niedocenianych przez polskich turystów miejsc.

5. Sardynia

Włochy nie są łatwym tematem dla polskich organizatorów turystycznych. Nie ma co ukrywać, jest drogo, a w porównaniu do innych destynacji, standard w zestawieniu z kosztami wypada dość blado. Tyle tylko, że Włochy po prostu takie są i o ile cały świat kocha Italię miłością dziką i nieposkromioną, tak polski turysta spod znaku biura podróży do Sardynii przekonać się nie może.

A szkoda, bo Sardynia to wyspa niezwykła – z jednej strony ekskluzywna do granic przyzwoitości (Porto Cervo wygląda jak galeria handlowa z butikami luksusowych marek), a z drugiej – pełna urokliwych zatok, spektakularnych plaż z białym piaskiem, wiosek, gdzie zatrzymał się czas i lokalnych zwyczajów zupełnie innych niż na kontynencie.

Niestety, słynny „włoski standard hoteli” najczęściej przysłania wszelkie możliwości doświadczania wyspy i zamiast dolce vita wychodzi mięsista reklamacja na ubogie all inclusive, obiekty – starowinki i dość luźne podejście obsługi do zgłaszanych uwag.

Oczywiście, wszelkie odstępstwa od umowy i „biedastandard” są nieakceptowalne, jednak należy pamiętać, że każdy kraj ma inną specyfikę i w każdym miejscu gwiazdki oznaczają coś innego w skrajnie odmiennej cenie. Włoscy hotelarze często uważają, że hotel to brama do danego miejsca, a nie miejsce samo w sobie – na wakacjach powinno jeść się na mieście, korzystać z różnych plaż, kosztować wina w restauracjach i poznawać okolice. To koncepcja odmienna od dewizy hotelarstwa tureckiego lub egipskiego. Niestety, hotel często rzutuje na opinię o całym wyjeździe i nieszczęsna Sardynia, zamiast cieszyć się należnym zachwytem, często wywołuje frustracje.

4. Agadir/Maroko

Agadir jest miejscem specyficznym, ale to właśnie jego zaleta. Przede wszystkim, jest to normalny organizm miejski, który ma funkcję turystyczną. Nie odwrotnie. Tutaj toczy się normalne życie, a kilkadziesiąt funkcjonujących hoteli stanowi dodatek do typowego, portowego miasta z regularną zabudową.

Specyficzne położenie sprawia, że dość często bywa tu mgliście – chmury ustępują jednak koło południa i w miesiącach wiosenno – letnich pogoda jest idealna. Na ciągnącej się przez kilka kilometrów plaży wypoczywają lokalni mieszkańcy – to w końcu ICH plaża, a turyści jako goście mogą obserwować zwyczajne życie w innej części świata. Dość zaskakująca jest architektura – Agadir został niemal zmieciony z powierzchni ziemi podczas silnego trzęsienia ziemi kilkadziesiąt lat temu. Nie ma tu tradycyjnego souku rodem z wyobrażeń o romantycznym Oriencie, a zabudowania w centrum są dość nowoczesne. Nie oznacza to jednak, że brak temu miejscu ducha – to arabski duch zaadoptowany do nowej architektury, wystarczy się rozejrzeć, by zobaczyć, że „niby jest podobnie, ale zupełnie inaczej” (jak to kiedyś ujął mój klient). Agadir to również dość dobra baza wypadowa do zwiedzania, zatem powinien być idealnym miejscem na wakacje. Dlaczego zatem znajduje się w rankingu?

Odpowiedź jest dość prosta – Agadir jest zakładnikiem wyobrażeń o tym, jaki powinien być. Dzięki upowszechnieniu tanich lotów do Marrakeszu, wielu turystom wydaje się, że to taki Marrakesz, ale nad oceanem. Częste są porównania z Egiptem, którego baza hotelowa stanowi w dużej mierze turystyczne enklawy wyłączone z życia przeciętnego mieszkańca. Wtłoczenie hoteli do środka regularnego, arabskiego miasta bywa szokujące i trudne do zaakceptowania, a szkoda, bo niewiele jest miejsc, gdzie (dosłownie) z pozycji leżaka można podejrzeć jak toczy się lokalne życie.

3. Alanya/Turcja

Wiem, co sprawia, że klienci dostają gęsiej skórki słysząc o Alanyi – odległość od lotniska oraz brak typowych dla Riwiery Tureckiej, resortowych hoteli z górą atrakcji, Tyle tylko, że Alanya sama w sobie jest atrakcyjna.

Nad Alanyą ciąży widmo źle rozplanowanych transferów, które jeszcze kilka lat temu sprawiały, że turyści dostawali furii, obwożąc po dziesiątkach hoteli współpasażerów. Alanya jest na drugim końcu Riwiery i takie „wycieczki” po resortach sprawiały, że rozpoczynając urlop można było dostać białej gorączki. Od lat nikt nie praktykuje już takich rozwiązań – klienci jadący do Alanyi mają osobne autokary i jadą do siebie. Transfer trwa dłużej, bo jest to jednak ok. 125 km, ale nie ma tragedii.

Sama Alanya ma do zaoferowania to, czego w większości nie mają inne resorty – jest miastem. Regularnym miastem – ze sklepami, kawiarniami, restauracjami, promenadą, dyskotekami, sieciówkami, zabytkami, spektakularną plażą Kleopatry, kolejką, którą wjeżdża się na szczyt wzgórza, piękną jaskinią. Niestety, ale hotele często otacza… nic lub kurort pękający w szwach od stoisk z podróbkami. Życie toczy się niemal właściwie w hotelu i cykl dnia wyznaczają animacje. W Alanyi w każdej chwili można wyjść do miasta i zobaczyć coś nowego, ciekawego, odmiennego i to w skondensowanej formie, bo nie jest to metropolia.

2. Durres/Albania

Długo biłam się z myślami, które z miejsc powinno wygrać w tym rankingu. Durres przypadło drugie miejsce, jednak konkurencja była silna.

Gdy pytałam moich klientów o powody dla których podróżują, bardzo często otrzymywałam odpowiedź: „żeby zobaczyć coś innego, podpatrzyć jak żyją inni”. Durres to dla miejsce idealnie wpasowujące się w tę kategorię, turystyczny perfect match. Przede wszystkim, Albania na masową, międzynarodową turystykę otworzyła się zaledwie kilka lat temu i nadal dominującym turystą w Durres jest turysta… albański. Trafiamy zatem do miejsca, którego funkcje kurortu są uszyte pod lokalnych urlopowiczów. Jest swojsko, tak, jak lubią Albańczycy. Durres to pierwsze miejsce w Europie, gdzie przeżyłam szok kulturowy i musiałam ochłonąć – to egzotyka dwie godziny lotu z Polski. I powinniśmy się to docenić zanim będzie tam, jak wszędzie.

Durres składa się z części „noclegowej”, portowej oraz miejskiej. W tej ostatniej znajdują się ruiny antycznego teatru oraz przepięknie zagospodarowana okolica meczetu – tam jest „jakby luksusowo”. Szukacie to, co nazywamy bałkańskim stylem? Et voila! Gość na osiołku jedzie po odpicowanej głównej arterii miasta i mija najnowszy model mercedesa.

Turyści często są przerażeni tym, co się dzieje wokół. Szukamy inności i oderwania, ale wielu Durres przerasta. A szkoda, bo jak w soczewce krystalizują się tu wszystkie wady i zalety regionu. Co więcej, Durres to rewelacyjna baza wypadowa do stolicy – Tirany, a także na fantastyczne wycieczki do Beratu, Jezioro Koman, na Sazan oraz na okoliczne plaże.

  1. Riwiera Bułgarska

Turyści nie chcą tam latać tylko najczęściej sami nie wiedzą dlaczego. Mówi się, że nic tam nie ma, ale na pytanie o to, co wiemy o bułgarskim wybrzeżu, odpowiadamy „Złote Piaski i Słoneczny Brzeg”, a to zupełnie jakby powiedzieć, ze Bałtyk jest brzydki i podeprzeć się argumentem, że Mielno i Mrzeżyno są zabetonowane i nieatrakcyjne.

Bułgaria nie jest kierunkiem łatwym, bo resortowe hotele, tak lubiane przez turystów, są w wymienionych powyżej kurortach, a w przepięknych, klimatycznych miasteczkach znajdziemy obiekty mniejsze, bez zjeżdżalni, animacji i all inclusive. Koło się zamyka. A szkoda, bo Bułgarii można oddać serce – zwłaszcza, gdy widzi się masę urokliwych miasteczek z knajpami serwującymi ryby prosto z kutra, świeżą sałatkę szopską z ogródka za chatą, a gospodarz wyciąga na stół jogurt własnej roboty. Do tego kilometry pięknych, piaszczystych plaż – począwszy od tych obleganych przez Bułgarów (którzy kurorty omijają szerokim łukiem, bo mają swoje miejscówki) aż po te dzikie, gdzie z dużym prawdopodobieństwem będziemy sami.

Wybrzeże poza dwoma najbardziej znanymi kurortami jest innym światem. Zamknięcie całego swojego urlopu w obrębie ZP lub SB to przepis na katastrofę, zwłaszcza, że tuż obok można odkryć prawdziwe skarby. Nad losem nieszczęsnej Bułgarii można zapłakać, bo ponura sława dwóch niezbyt atrakcyjnych pryszczy rzutuje na cały piękny organizm.

Podziel się swoją opinią