Niektórzy wciąż wierzą, że wystarczy szczepionka, cud lub inna magia by wróciła przedcovidowa rzeczywistość. Nie wierzę w powrót do tego, co było. Zbyt wiele rzeczy już uległo zmianie, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wrócić do historycznego wydania turystyki.
Uważam, że dwiema datami kończącymi historię znanej nam dotąd turystyki masowej są kolejno- upadek Thomasa Cooka (w warstwie symbolicznej) oraz światowy lockdown w marcu 2020 r. (w wymiarze realnym). Najpierw upadł symbol turystyki, firma, która dała początek zorganizowanym podróżom, a następnie świat się zatrzymał. I do dzisiaj nie może ruszyć.
Nie chcemy takiej turystyki
Przez ostatnie lata wiele krajów borykało się z problemami wywołanymi przez agresywną, nastawioną na łapczywy konsumpcjonizm turystyką. Jednym z tych krajów była Tajlandia, która mimo prób zmiany wizerunku i reorganizacji ruchu turystycznego wciąż stanowiła destynację słynącą z rozrywek niskich lotów, bylejakości i taniości. Z jednej strony Tajowie chcieli się wyrwać ze szponów tego modelu turystyki, a z drugiej- utrzymywał on tak wiele osób, że nie można było definitywnie odciąć się. Lockdown wyhamował turystykę w Tajlandii i dał możliwość restartu. Dzisiaj z Tajlandii dochodzą słuchy, że turyści z szeroko rozumianego „Zachodu” nie maja być już motorem tutejszej turystyki. Królestwo nie chce już gościć backpacerów oraz turystów młodych, z mniej zasobnym portfelem, nastawionych na ekonomiczne zwiedzanie. Tajów kusi zwłaszcza spoglądający na nich z nie tak daleka wielki azjatycki brat w postaci Chin.
Z perspektywy Europy nie doceniamy siły i potencjału chińskiej turystyki. Made in China kojarzy nam się z masówką, biedą i jednowymiarowym społeczeństwem podporządkowanym ideologii. Nic bardziej mylnego, bo wśród Chińczyków wiele jest osób z zasobnym i bardzo zasobnym portfelem, a mobilność narodu chińskiego rośnie z roku na rok. Mając do dyspozycji kilka milionów przedstawicieli klasy średniej i kilkaset tysięcy bogaczy, stosunkowo niewielką odległość między krajami oraz możliwości chińskiej gospodarki, nie można dziwić się Tajom, że inwestycje Państwa Środka traktują z powagą i gotowością do poświęceń. Po przygaśnięciu covidowego szaleństwa może się okazać, że w Tajlandii nie ma miejsca dla europejskich turystów, bo są tam turyści chińscy.
Politykę totalnego zamknięcia stosują także lubiane przez Polaków- Wietnam i Oman. O ile Wietnam będzie musiał obrać jakąś drogę w turystycznym świecie, tak Oman nigdy z turystyki nie żył i żyć nie zamierzał. Obecność lub brak turystów są dla władz niemal równie obojętne. Sąsiednie Emiraty Arabskie wprowadziły obowiązek posiadania testu na covid, nawet w ramach tranzytu. Dla lotniczej mapy świata utrzymanie tego rodzaju obostrzeń będzie oznaczało przesunięcie bliskowschodniego huba z Dubaju do Dohy albo Stambułu.
Turystyka bez ludzi
Pierwszymi ofiarami kryzysu stali się rezydenci. W czasie lockdownu pozostali bez pracy, a w trakcie ogołoconego z większości kierunków sezonu, na destynacje pojechała garstka wybranych. W obliczu kryzysu i konieczności cięcia kosztów uśmiechnięty rezydent witający turystów jest zbytkiem, a w rzeczywistości dystansu społecznego i reżimów sanitarnych organizacja spotkań informacyjnych staje się logistycznym wyzwaniem. Świat zmierza w kierunku digitalu, zatem firmy turystyczny opracowują coraz to bardziej rozbudowane aplikacje, przez które nie tylko można uzyskać podgląd na swoją rezerwację, ale także dokupić parking, ubezpieczenie i wycieczkę fakultatywną. TUI swoją aplikację uzupełniło o czat z obsługą, która zastępuje rezydenta na miejscu, podobną drogą kroczy Itaka, która właśnie uzupełniła apkę o podobą funkcjonaloność. Obstawiam, że w dobie oszczędności wszyscy organizatorzy zwrócą się w kierunku aplikacji.
Hotele nowej ery
Skoro można wyłączyć z obsługi turystów rezydentów, to naturalnym staje się redukcja front desku w hotelach. Aplikacje hotelowe działają już w kilku sieciach- wystarczy wspomnieć obiekty RIU, w których z pomocą appki można zamówić kolacje, zapisać się do siłowni albo sprawdzić program animacji. Kolejnym krokiem mogłoby być wprowadzenie pełnej obsługi przez aplikację, jak choćby kwaterowanie. Przeskanowany kod otwierałby skrzynkę a la Inpost, a aplikacja prowadziłaby gościa przez cały pobyt. Kiedyś nie do pomyślenia, a dzisiaj chyba nikt się temu nie dziwi.
Odwrót od All Inclusive
Fomuła all inclusive okazała się kłopotliwą w covidowej rzeczywistości. To, co stanowi trzon popularnego „olka”, czyli samoobsługowe bufety, są niehigieniczne i odstają od nowych standardów sanitarnych. Sama dodałabym do tego brak ekonomiczności i ogromne marnotrastwo żywności. All Inclusive dzisiaj pozbawione jest samoobsługi- potrawy z bufetu podaje obsługa. Jest to na pewno bardziej higieniczne i nie generuje tak dużej ilości marnowanej żywności, co możliwości samodzielnego nakładania bez zachowania racjonalnych granic. Myślę, że w tej materii coś będzie musiało się zmienić, ponieważ do obsługi bufetów potrzeba jest większa ilość ludzi, a ich praca jest ograniczona właściwie tylko do czasu posiłków. Formuła All zaczyna zjadać własny ogon i zamiast ułatwienia dla hotelarza staje się utrudnieniem.
Piloci i przewodnicy w kropce
O ile turystyka sensu largo jest w rozruchu, tak nadal w bezruchu (w większości) tkwią piloci i przewodnicy. Obostrzenia związane z dystansem społecznym, zachowywaniem odległości w grupie, a w wielu krajach z ilością zwiedzających dane atrakcje oraz obłożeniem miejsc w autokarach, powodują, że rynek wycieczek objazdowych skurczył się do rozmiarów ziarna. Z jednej strony w wielu miejscach ciężko logistycznie zorganizować zwiedzanie w grupie, z drugiej- masa kierunków jest nadal niedostępna, a na dokładkę turyści w tym sezonie wybierają raczej pobyty w jednym miejscu, rezygnując tym samym ze zorganizowanych form zwiedzania. O ile sytuacja nie ulegnie zmianie, zawody pilota i przewodnika są bardzo zagrożone, a w historycznej formie niemożliwe do realizacji.
Zmiana modeli biznesowych organizatorów
Każdy organizator ma inny sposób na prowadzenie biznesu. Jedna firma posiłkuje się wyłącznie kontraktami z kontrahentami i wszystkie hotele ma załatwione przez pośredników, inni kupują hotele tworząc własne portfolio noclegowe, a jeszcze inni czerpią inspiracje z innych branż i podobnie jak tanie linie lotnicze zarabiają nie na głównym produkcie, tylko na dodatkach. Mamy firmy, których produkt koncentruje się wyłącznie na wypoczynku i takie, które dywersyfikują ofertę na pobyty i objazdy. Destynacje obsługiwane przez jednych są rozsiane po całym świecie, inni specjalizują się w wąskim zakresie kierunków. Podczas gdy jedni czarterują samoloty, inni działają w obszarze pakietowania dynamicznego korzystając z przelotów samolotami tanich linii. Kryzys wskaże, który model i które podejście jest najlepsze i wydaje mi się, że wszyscy pójdą tropem ograniczania ryzyka i minimalizowania ewentualnych strat.