Dominikana to nie jest wyspa dla każdego o czym miałam okazję przekonać się kilka dni temu. Karaiby, wbrew pocztówkowej scenerii można kochać lub nienawidzić. Moja bohaterka pokochała Dominikanę od pierwszego wejrzenia. I to w dodatku miłością tak silną, że po kilku miesiącach od podróży służbowej, zawitała tam ponownie. O blaskach i cieniach życia w raju rozmawiałam z jednym z najlepszych przewodników po Dominikanie, Klaudią Kimmel.
SOW: Zanim zaczniemy, muszę zadać Ci podstawowe pytanie- skąd się wzięłaś na Dominikanie?
Klaudia Kimmel: Pierwszy raz na Dominikanę trafiłam za sprawą study touru (wyjazd dla pracowników biur podróży- przyp. red.)z ówczesnej polskiej firmy, w której pracowałam. Musiałam spakować się w kilka godzin na samolot, ale był to strzał w dziesiątkę. Już wtedy poczułam się tutaj jak w domu, a jedną z rzeczy, która sprawiła, że przepadłam, była muzyka. Od razu zauważyłam, że ludzie są szczęśliwsi i bardziej życzliwi w stosunku do Europy. Po powrocie do Polski Dominikana „znalazła” mnie i ściągnęła do siebie. Dostałam propozycję przeniesienia na Dominikanę i po kilku miesiącach ponownie lądowałam tu ponownie.
SOW: Dominikana to dla wielu ucieleśnienie raju- czy faktycznie życie tutaj jest tak samo sielankowe jak widoki? Przeciętny turysta widzi uśmiechniętą obsługę hotelową i lokalsów, ja jednak zastanawiam się czy Dominikańczycy są cały czas tak radośni? Z jakimi problemami zmaga się przeciętny mieszkaniec tej części wyspy?
KK: W kwestii dominikańskiego podejścia do życia to prawda, są to ludzie bardzo uśmiechnięci, nawet z dala od turystów. Na pytanie „Como estas?” czyli „jak się masz”, każdy odpowiada „bien” (dobrze) choć wiadomo, że każdy ma swoje większe i mniejsze problemy osobiste, ale istnieje niepisany zakaz narzekania. Problemy zostawia się za drzwiami domu. Poza tym, Dominikańczycy żyją w przeświadczeniu, że jest to wyspa cudów i problemy zawsze rozwiążą się same. Być może to jest powodem sposobu życia z dnia na dzień, bez zamartwiania się co będzie za tydzień, rok czy 10 lat.
Obiektywnie trzeba przyznać, że warunki życia mimo bajkowej scenerii, nie są łatwe i rajskie. Mimo wszystko każdy jest tu uśmiechnięty i próbuje sobie radzić na różne sposoby.
SOW: W miejscach takich, jak Dominikana, zastanawiam się czy turystyka jest dla tego kraju przekleństwem czy błogosławieństwem?
KK: Turystyka to błogosławieństwo obarczone pewnymi minusami. W chwili obecnej ok. 65-70% PKB pochodzi z turystyki, reszta z rolnictwa i uprawy trzciny cukrowej, kokosów, kakao, kawy, owoców i warzyw. Te dominikańskie dobra eksportuje się głównie do Stanów Zjednoczonych.
Jasne, że pobyt ok. 8 milionów turystów rocznie jest powodem wielu negatywnych zjawisk. Przede wszystkim niszczenia środowiska naturalnego- duże straty są w rafach koralowych- umierają rozgwiazdy, przez zadeptanie lub wykorzystywanie terenów pod budowę hoteli, które wyrastają tutaj niczym grzyby po deszczu. Równorzędnym problemem jest brak edukacji ekologicznej. Wiele rzeczy podporządkowanych jest turystyce, bez dbałości o długofalowe konsekwencje. Nagminnie używa się jednorazowych kubeczków, słomek, styropianowych opakowań na jedzenie. Niestety, później te symbole ludzkiej wygody leżą w różnych dziwnych miejscach, a jeśli już trafi na wysypisko to… zostanie spalone. Kolejną kwestią jest porzucanie przez turystów śmieci na plażach lub wrzucanie ich do morza. Zaśmiecanie wyspy jest bardzo złożonym problemem, który powinno rozwiązać się systemowo- z jednej strony edukując ludność lokalną, wyrabiając dobre nawyki, budując świadomość, a z drugiej- egzekwując od turystów odpowiednie zachowanie.
Obserwując życie na Dominikanie, stwierdzam jednak, że jest to stosunkowo mały koszt w porównaniu z ogromną ilością miejsc pracy w resortach. Warto wspomnieć, że bardzo często turystyka jest jedynym źródłem dochodu dla całej rodziny, z której jedna osoba jedzie do kurortu, np.: Punta Cany i wysyła pieniądze bliskim.
SOW: Muszę zapytać, ponieważ jest to najczęstszy problem naszych turystów- który miejsce wybrać- Punta Canę czy La Romanę?
KK: Odpowiedź na to pytanie jest zawsze subiektywna. Każde z tych miejsc jest podobne i rózne jednocześnie. Dla turystów, którzy chcą spędzać czas w hotelach nie ma zasadniczo dużej różnicy. Na pewno w Punta Cana plaża jest szersza i dłuższa, jest tu też więcej atrakcji- dyskoteki, delfinarium, parki rozrywki. Jest tu też szersza baza hotelowa. La Romana jest natomiast mniejsza i spokojniejsza, jest tu mniej hoteli. Tereny sąsiadują z parkiem narodowym. Stąd jest także bliżej na Saonę i do Santo Domingo.
SOW: Kolejne pytanie, które czuję się zobowiązana zadać- kiedy najlepiej przylecieć na Dominikanę?
KK: Jest to jedno z moich „ulubionych” pytań. Niestety, nie jestem pogodynką ani nie posiadam daru zamawiania pogody. Mieszkając jednak na wyspie przez dwa lata udało mi się poczynić pewne obserwacje. Pewne jest to, że Dominikana znajduje się w strefie klimatu tropikalnego, w którym wyróżniamy dwie pory- suchą i deszczową. Pora sucha trwa od grudnia do marca, natomiast deszczowa przypada na okres od kwietnia do października- listopada. Okres, w którym mogą pojawić się huragany to patrząc historycznie- wrzesień i październik. To tyle teorii, teraz praktyka, która trochę nam te dane statystyczne zburzy. Po pierwsze, pada właściwie cały rok. Nawet w porze suchej zdarzają się opady trwające po 15- 30 minut. Różnica między porami pojawia się w temperaturze- w porze suchej jest cieplej mniej- więcej o 3 stopnie, jednak największą różnicę robi wilgotność powietrza. Pora deszczowa charakteryzuje się nie tyle deszczami, co większą wilgotnością powietrza (nawet do 90%!), a co za tym idzie- wydaje się, że jest cieplej. Widziałam już jak pogoda psuła się w trakcie pory suchej, która z natury powinna być piękna i słoneczna. Huragany natomiast nie nawiedzają Dominikany co roku- ostatnie odnotowano w 2017 roku (choć i one nie przeszły bezpośrednio przez wyspę, a odczuwalne były jedynie ich skutki, czyli silny wiatr, opady deszczu i zachmurzenie przez dwa dni). Natomiast w 2018 r. nie było tu ani jednego. Jeśli mam doradzać- przylatujcie na Dominikanę przez cały rok.
SOW: Wielu turystów zwraca uwagę na ilość ochrony w hotelach. Ochroniarze są niemal wszędzie. Czy jest to związane z kwestiami bezpieczeństwa na wyspie?
KK: Głównym zadaniem ochrony jest… pilnowanie żeby turyście z innych resortów nie korzystali z nie swojego all inclusive. Ochrona jest w wielu miejscach, jednak odnoszę wrażeni, że jest to po prostu sztuczne mnożenie miejsc pracy. Podobne rzeczy widziałam w hotelach w Wietnamie. Na Dominikanie nie ma większych zagrożeń niż w innych miejscach na świecie.
SOW: Co na Dominikanie trzeba zobaczyć? Co jest absolutnym must see i co Ty jako osoba mieszkająca tutaj polecasz?
KK: Dla 100% turystów must see numer 1 to Saona. Patrzę na nią trochę inaczej- oczywiście jest piękna, z gajem palmowym, ale to atrakcja masowa. Sama zdecydowanie bardziej polecam Półwysep Samana z wodospadem El Limon, Wyspę Bacardi, która jest mniejsza od osławionej Saony, za to z przepięknym widokiem na góry. To nie na Saonie jest to, co kocham na Dominikanie. Mnie porwało to, że wyspa ma absolutnie wszystko- jeziora, wodospady, góry, rzeki. Dominikana to nie tylko te klisze wyświetlane w naszych głowach. Jeśli jest się nieco bardziej wytrwałym to polecam wizytę nad Jeziorem Enriquillo, które jest domem dla krokodyli amerykańskich. Miłośnicy kawy powinni odwiedzić jej plantacje, a pasjonaci historii koniecznie muszą zajrzeć do Santo Domingo. Bardziej niż Saonę polecam przekrojowe zwiedzanie Dominikany- plantacje kakao, kawy owoców, zwiedzanie bazyliki w Higuey, zobaczenie targu dominikańskiego, przyjrzenie się procesowi powstawania cygar. Tym właśnie żyją Dominikańczycy. Oni sami nie kojarzą swojego kraju wyłącznie z pocztówkami, wszystkim polecam wyjść z tego schematycznego spojrzenia na ten kraj. Poza tym, to sposób na poznanie świata, zdobycie wiedzy- nagle okazuje się, że kakao nie rośnie sproszkowane, a ananasy nie wyrastają z drzew.
SOW: Czy przeciętny turysta ma szansę zobaczyć prawdziwą Dominikanę?
KK: Oczywiście, że turysta może zobaczyć prawdziwą Dominikanę. Niestety na drodze do jej poznania może stanąć bariera językowa, bo im dalej od miejsc turystycznych, tym coraz mniej osób operujących językiem angielskim. W tym momencie przydaje się znajomość hiszpańskiego albo… kogoś kto hiszpański zna, czyli takich osób jak ja. Pracując tutaj chcę pokazać to nieco mniej popularne i mainstreamowe oblicze wyspy. Niesamowicie cieszy mnie fakt, że coraz więcej osób chce odwiedzać mniej oczywiste miejsca. Robię wszystko, żeby umożliwić poznanie Dominikany, a nie tylko jej pocztówkowej strony.
SOW: Jak się żyje Europejce w Republice Dominikany?
KK: Nie jest to kraj dla każdego. Jedni czują się tu jak ryby w wodzie, inni popadają we frustrację. Należy przyzwyczaić się do wielu niepojętych dla nas rzeczy- na przykład braku poczucia czasu, terminowości, punktualności. Ja akurat mieszkam w Bavaro, gdzie żyje się podobnie jak w Europie. Mam apartament z dostępem do prądu i wody, co wcale nie jest standardem na wyspie. Nie ukrywam, że akurat to podoba mi się na Dominikanie- są tu miejsca, w których można się zaszyć. Lubię pojechać na dominikańską wieś bez prądu i wody, gdzie kogut robi pobudkę o 5:30, a prysznic bierze się w rzece.
SOW: Czego Polacy powinni nauczyć się od Dominikańczyków, a Dominikańczycy od Polaków?
KK: Lekcja pierwsza dla Polaków: pogoda ducha! Zakaz narzekania i obarczania wszystkich dookoła swoimi problemami. Pozytywne myślenie i brak pogoni za tym, co materialne. Lekcja dla Dominikańczyków: organizacja!
Klaudię znajdziecie TUTAJ
a jej niesamowite zdjęcia z Dominikany TU