Albania nie jest łatwym krajem. Moi klienci, tłumnie podróżujący do tego kraju, po powrocie zawsze mówią, że było pięknie „ale!”. Niesamowite krajobrazy, ale śmieci porozrzucane byle gdzie. Niezwykli ludzie, ale hotele, których standard odbiega od tych w Grecji czy Bułgarii. Ciekawe miejsca, ale trudny dojazd. O miłości do Albanii pomimo „ale” rozmawiałam z Izabelą Nowek, przewodniczką, tłumaczem i właścicielką biura podróży „Moja Albania”.
Kiedyś na demotywatorach znalazłam żartobliwy mem z teorią spiskową jakoby Albania nie istniała, bo… nie ma dowodów na jej istnienie. Czy kiedyś Albania dla Ciebie nie istniała? Kiedy i jak zmieniło się do dla Ciebie?
Izabela Nowek: Żeby odpowiedzieć na to pytanie muszę zacząć od prehistorii, kiedy miałam irokeza, 18 kg i lat mniej. Jako nastolatka po maturze oczywiście nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić i wiedziona chęcią uczenia się języków oraz przedmiotami na egzaminach wstępnych wylądowałam na filologii chorwackiej i serbskiej. Czyli pierwsze słowo klucz do mojego życia: Bałkany. Studia były slawistyczne, Albanią nikt się nie interesował, a nawet jeśli to raczej w negatywnym kontekście. Jednak bałkański bakcyl został zaszczepiony i mimo, że moja ścieżka zawodowa znajdowała się lata świetlne od przedmiotu studiów to, co roku organizowałam dla znajomych szaleńczy trip przez bałkańskie rewiry. I tak w 2009 r. pierwszy raz przekroczyłam granicę Albanii.
Wcześniej Albania nie istniała. Jej historia była złożona ze skrawków istniejąca bardziej w kontekście Kosowa, bałkańskich animozji, fragmentów przewodników. Również ta dwudniowa bytność w Albanii w 2009 roku nie zmieniła w mojej wiedzy wiele i nawet gdy 2 lata później jechałam do pracy do Albanii była to nadal dla mnie terra incognita. Nie umiałabym wtedy odpowiedzieć chyba na żadne z tych pytań! Znajomi z Czarnogóry i Chorwacji pukali się w głowę jak to możliwe, że dziewczyna ze znajomością chorwackiego jedzie w dzicz, gdzie psa z kulawą noga nie ma, a co dopiero turystów! Tak przynajmniej im się wydawało, a ja nie tylko znalazłam tam turystów, ale i swoją niszę.
(Izabela opublikowała wpis dotyczący tego mema- przyp.red.)
Co takiego jest w Albanii, że postanowiłaś związać się z tym krajem?
To był chyba splot wielu okoliczności: bezrobocia, złapanie turystycznego bakcyla, ale i trwająca od czasów studiów chęć życia na Bałkanach. Wspomniałam już o znalezieniu niszy o czym też marzyłam. Chyba fakt, że nikt Albanią się nie interesował tak mnie rozpalił. Krok po kroku przeszłam od rezydenckich 4 miesięcy to życia tam. Przez wiele lat pracowałam dla biur podróży i wracałam do Polski w okolicach października żeby później w okolicach czerwca wrócić. To było 8 miesięcy tęsknoty za południem! Dopiero decyzja o przejściu na swoje pozwoliła mi poukładać życie między Polską, a Albanią. Przyznaję – bałam się czy dam radę bez wsparcia, ale po wysłaniu maila z wypowiedzeniem poczułam niesamowitą motywację i wiatr w żaglach! Bardzo doceniam okres pracy jako rezydentka i moich szefów, od których też wielu fajnych rzeczy się nauczyłam. W 2017 roku zarejestrowałam moją firmę w Albanii i nagle wskoczyłam w buty szefa! Wywróżył mi to poprzedni pracodawca! W trakcie jakiejś „spinki” powiedział: „Jak sama będziesz zatrudniać ludzi i będziesz szefem to zobaczysz!”
Większość roku mieszkam w Albanii, ale przynajmniej na 3 zimowe miesiące zaszywam się na świętokrzyskiej wsi w rodzinnym domu!
We wspomnianym przeze mnie memie, autor napisał wiele lat temu jako dowód na nieistnienie Albanii „Spróbuj znaleźć wycieczkę do Albanii w biurze podróży”- cała teoria spiskowa legła właśnie w gruzach, ale zatrzymajmy się przy wywołanym temacie, czyli turystyce w Albanii. Kiedyś garstka wybierała się tam autem, nieco później „większa” garstka dopływała do Sarandy promem z Korfu, dzisiaj do Tirany latają wszystkie biura podróży. Jak oceniasz rozwój turystyki w Albanii? Sama sprzedawałam trzy czy cztery lata temu pilotażowo Durres- pierwszy sezon Itaki w tym miejscu to był koszmar, jednak teraz wszystko się ustabilizowało. Jak Ty to widzisz? Co jest lepsze? Nad czym Albańczycy muszą popracować?
Itaka wchodziła w okolicach 2016 r. więc wyobraź sobie co się działo w 2011 roku! Jazda bez trzymanki! Nie chodzi mi o to wyświechtane określenie „dziki kraj”, ale raczej kraj bez turystyki czyli standardów, pomysłów, formatów, infrastruktury. To była taka trochę praca u podstaw, pojawiały się różnice kulturowe czy próby przeszczepienia wzorców zakończone fiaskiem. Byłam otoczona fajnymi i pracowitymi ludźmi, którzy uważali, że klientowi wystarczy czysty pokój w hotelu, plaża i słońce. Do dziś pamiętam siedzenie ze słownikiem i tłumaczenie menu lub budowanie pierwszych bufetów śniadaniowych. Było w tym coś fajnego, ale cieszy mnie to, że już nie muszę się pewnymi sprawami zajmować.
Standard hoteli jest już zupełnie inny, powstało bardzo dużo nowych budynków. Jednak nadal brak jest prawdziwej standaryzacji i każdy przyznaje sobie gwiazdki trochę wedle uznania. Czasem trochę ciężko jest przeforsować oryginalne pomysły, ale powoli rynek usług też się kształtuje. Brak jeszcze bardziej nowoczesnych rozrywek, baz sportów wodnych, aquaparków. Boję się, że Albania może też zapędzić się w kozi róg budując nowoczesne resorty w miejscach takich jak plaża Palase, która jeszcze 3 lata temu była miejscem dzikim i pozbawionym infrastruktury.
W biurze niemal zawsze gdy pojawia się temat Albanii słyszę pytanie „czego oczekiwać po tym kraju?”. Pytam więc Ciebie- Albania: z czym to się je?
Oczekujmy Bałkanów, czyli totalnego szaleństwa! Pierwsza sprawa to kontrasty. Mieszkam w Golem, miejscowości typowo kurortowej, gdzie są coraz bardziej luksusowe hotele, ale codziennie rano pod moimi oknami pasterz przepędza stado owiec. I naprawdę mam nadzieję, że nigdy to się nie zmieni. Wierzę jednak, że zmieni się podejście do takich spraw jak śmieci czy niedoróbki. Chociaż gdy patrzę na miasta południowej Europy to nie oszukujmy się, nie są to ideały porządku i czystości, więc Albania raczej na tym polu nie będzie znacząco odstawać od reszty. Nie spodziewajmy się tu dopracowanej turystyki, ale też dzięki temu wszystko co dzieje się poza hotelami jest nadal bardziej naturalnie i normalnie. Zawsze jest coś za coś.
Na pewno warto podkreślać, że Albania jest miejscem, gdzie nie tylko mamy opcję plaża-hotel-plaża! Historia kraju jest bardzo bogata i dzięki temu możemy zobaczyć ślady Cesarstwa Rzymskiego w postaci m.in. parków archeologicznych, twierdze, bizantyjskie i postbizantyjskie cerkwie, turecką zabudowę i meczety będące pozostałością po Imperium Otomańskim. I tak, aż do historii najnowszej czyli komunistycznych pomników i bunkrów.
Czasem pod pytaniem „czego oczekiwać” ukryta jest sugestia dotycząca bezpieczeństwa. Kraj jest bezpieczny i normalny!
Albańczycy są narodem, który dopiero stosunkowo niedawno otworzył się na świat i turystykę. Jak reagują na turystów? Jaki jest ich stosunek do tak szybko rozwijającej się masowej turystyki?
Prawda jest taka, że otwarcie się na turystykę Albańczykom zablokował komunizm, a później problemy wynikające z transformacji. Sami Albańczycy są narodem otwartym, gościnnym i reagującym na turystów bardzo pozytywnie. Cieszę się, że ich kraj stał się popularny, ale bolą ich też stereotypy… chociaż mają też tendencję do marudzenia. Takie polsko-albańskie spotkanie to zwykle wspaniała biesiada, gdzie obie strony przekonują się nawzajem czyi politycy są gorsi! Na rozwój masowej turystyki reagują w dwójnasób. Cieszą się, bo to pieniądze, inwestycje i ogólny rozwój. Jednak nie dla wszystkich w masowej turystyce jest miejsce. Widziałam w tym roku puste, swojskie knajpki, których właściciele patrzyli na morze klientów, którzy… mają wyżywienie All.
A jak na Albańczyków reagują Polacy? Czy są jakieś zgrzyty? Czy Polak i Albańczyk to bratnie dusze?
To zależy z jakim nastawieniem przyjeżdżamy do Albanii. Jeśli głowa jest pełna stereotypów to może być różnie. Znam przypadki, kiedy ludzie mówili mi wprost, że słyszeli wiele złych opinii, a tu okazuje się, że Albańczycy są fajni, otwarci i gościnni! Takie pozytywne reakcje niezmiennie mnie cieszą!
Spotkałam się również z przywiezioną w walizce pogardą. Przytoczę historię, która doskonale to obrazuje. W czasach kiedy byłam rezydentką przybiegł do mnie z awanturą turysta. Przy kupnie kawy został oszukany i żądał zwrotu pieniędzy. Padło wiele epitetów pod adresem kelnera „Albańca”, który podał im macchiato zamiast cappuccino i jak zwrócono mu uwagę to uciekł z ich pieniędzmi! A przecież cappuccino było 20 leków droższe i nie odzyskali reszty w wysokości 40 leków. Ale przecież wiadomo, że „Albańcy” to oszuści!
Niestety nie pozostawiono w tym momencie marginesu na… ludzki błąd. Młodziutki kelner faktycznie się pomylił, miał problem z dogadaniem się z wściekłym klientem, przestraszył się konsekwencji (jego szef nie należał do przyjemniaczków), bo na kasę nabił droższy napój… spanikował.
Ale to są negatywne przykłady – generalnie Polacy fantastycznie integrują się z Albańczykami, którzy tak jak i my są „do tańca i do różańca”.
Aha! Musimy pamiętać, że Albańczycy się gapią! To bardzo często onieśmiela – zwłaszcza kobiety! Nie chodzi o to, że ktoś jest egzotyczny albo ktoś ma wobec nas złe zamiary. Oni przyglądają się też tak sobie nawzajem, a później… wracają do swoich spraw.
Klienci zawsze są zdziwieni, że Albania to kraj dwóch religii. I to takich, których współistnienie na całym świecie wywołuje konflikty. Jak wygląda koegzystencja islamu i chrześcijaństwa w Albanii w praktyce?
Tak naprawdę możemy mówić o 4 religiach: islamie, bektaszyźmie (odłam islamu), katolicyźmie i prawosławiu. Wytłumaczę to na przykładzie rodzinnym: teściowa jest prawosławna, ale nie chodzi do cerkwi tylko do kościoła katolickiego, a konkretnie do św. Antoniego w Lacu. Tam z resztą chodzą wszyscy, bo wiara w cuda to w Albanii rzecz ponadreligijna. Z tych jej wszystkich „magicznych” obrzędów śmieje się teść, który jest bektaszytą, ale nie jest jakoś specjalnie religijny. Ciekawym przypadkiem jest kuzyn który niby czasem deklaruje się jako muzułmanin, ale później i tak stwierdza, że w sumie to był wychowany w kulcie św. Antoniego, bo pochodzi ze wspomnianego Laca. Dodatkowo nosi na łańcuszku krzyżyk. Niektórzy muzułmanie, z którymi pracuję, jak pytam o ramadan to mówią, że chyba zwariowałam żeby mieli cały dzień nie jeść! A moi muzułmańscy sąsiedzi poszczą!
Animozje między religiami są niewielkie i zazwyczaj kończą się na poziomie zwykłych międzyludzkich złośliwości. A jak przychodzi co do czego to składamy sobie życzenia na Bajram czy Wielkanoc!
Turystycznie Albania w tym kontekście jest niesamowita: można jednego dnia zwiedzić i meczet, i tekkie (świątynia bektaszytów), i cerkiew i kosciół katolicki! Organizuję pielgrzymki śladami św. Matki Teresy czy św. Piotra, a opowieści o męczennikach z czasów komunistycznych naprawdę wyciskają łzy z oczu.
Jacy są Albańczycy? Choć nie lubię uogólnień, chciałabym się nimi posiłkować- jakie są ich cechy większościowe? Jak opisałabyś ten naród?
Od Albańczyków można nauczyć się luzu. Nie przejmują się za bardzo, nie stresują, czas dla nich płynie inaczej. Są bardzo dumni ze swojego pochodzenia! Mogą marudzić na swój kraj, polityków etc, ale nie daj Boże żeby obcokrajowiec zwłaszcza powiedział coś o ich ojczyźnie! Widać u nich przywiązanie do tradycji, nie wstydzą się ludowych strojów czy tańców. Przemykają się między nowoczesnością, a tym co dawne. Uważają się za bardzo honorowych i co krok powtarzają, że ich słowo jest jak skała.
Są bardzo rodzinni! Tradycyjny model rodziny, opieka nad starszymi i dziećmi, uczestnictwo w rodzinnych uroczystościach i codzienne rozmowy telefoniczne z kuzynami to dla nich świętość! Pewnie dlatego większość biznesów w Albanii to firmy rodzinne, a obsadzanie jej członków na różnorakich stanowiskach to norma.
Bardzo lubią zabawę i wspólne spędzanie wolnego czasu. Są zabawowi, uśmiechnięci!
Co w Albanii koniecznie trzeba zrobić i zobaczyć?
Nie wolno mi zadawać takich pytań! Albania jest krajem różnorodnym i dużo zależy czego oczekujemy i w jakiej części spędzamy wakacje. Taka wersja minimum jak chodzi o zabytki to na pewno coś z listy UNESCO czyli Berat, Gjirokastra i Butrint. Bardzo niedoceniona jest Tirana, bo zwykle programy wycieczek są tworzone na zasadzie kopiuj-wklej od kilku lat! Zawsze staram się pokazywać stolicę z perspektywy genialnych muzeów w bunkrach, miejsc kolorowych, nowoczesnych, innych. Faktycznie jak ktoś wysiądzie na palcu Matki Teresy i jest przegoniony na plac Skanderbega w czterdziestopiniowym upale to Tirana wydaje się beznadziejna. A jest coraz piękniejsza i kolorowa. Powoli zaczyna się moda również na okolice Tirany i offroady oraz piesze wędrówki w rejonach Shengjergji, Dajti i przełęczy Krrabe.
Będąc w północnej części koniecznie trzeba przepłynąć się po jeziorze Koman. Jeśli jest więcej czasu to warto spędzić czas w Górach Przeklętych – cudowne widoki i szlaki piesze zapewnione. Poza tym północ to też najlepsze albańskie restauracje (Rapsodia, Tradita, Mrizi i zanave), piaszczyste plaże, laguny, jezioro Szkoderskie, sama Szkodra, Kruja ze starym bazarem pełnym pamiątek.
Moim zdaniem obowiązkowy powinien być przejazd przez przełęcz Llogara – to najsłynniejsza trasa, gdzie góry „wpadają” do morza. Cudowne plażyczki, małe miasteczka i wioski rozrzucone na trasie to magia! To jest region wielu pięknie położonych cerkiewek i twierdz – takich perełek, o których „nikt nie wie”. Bardzo mocno staram się reklamować również wycieczki górskie w regionie riwiery albańskiej, bo nie zawsze jest czas żeby jechać i do Valbony i do Himary!
Dla osób, które kochają nieodkryte regiony, gdzie nie ma 100 hoteli i restauracji to na pewno warto zajrzeć np. w rejony Dibra, Mat, Kurveleshi. Z wciąż mało znanych miast wymienię klimatyczną Korczę i posiadające niezwykły klimat wieś Voskopoje i Vithkuq. Z resztą albańskie wioski z tradycyjną zabudową to naprawdę coś unikatowego.
Niezależnie od tego, w którym kurorcie będziemy: Durres czy Sarandzie czy we Vlorze wszędzie można znaleźć coś do zobaczenia czy nacieszenia oczu i podniebienia… być w Albanii i nie zjeść owoców morza to grzech!
Gdybyś miała wpływ na turystykę w Albanii- co poradziłabyś Albańczykom?
Wiele rzeczy postawiłabym na głowie! Albania ma już bazę, czyli coraz lepsze hotele z coraz lepszym wyżywieniem i infrastrukturą. Jednak zaczyna brakować pokory, bo to jest pierwsza fala masowej turystyki. A w turystyce jest tak, że mody się kończą, ludzie odpływają, później znów przypływają i tak w kółko. Jeśli wszyscy Albańczycy pójdą tropem coraz wyższych cen, zapatrzą się tylko w wielkie biura podróży zupełnie ignorując fakt, że rynek jest zróżnicowany to mogą wkrótce mieć bardzo twarde lądowanie. Zwłaszcza, że są niedociągnięcia, a Albanii tak łatwo się nie wybacza! Wychodzenie ze stereotypów jest bardzo trudne zwłaszcza jak brak jest przeszłości turystycznej. Spójrzmy na Chorwację, która była już znana turystom jako część Jugosławii. Mimo to po wojnie musiała się mocno natrudzić żeby turyści wrócili bez strachu! A Albania? W XX wieku była czarną dziurą – ostatnim bastionem totalitaryzmu, a później miejscem biednym i targanym niepokojami społecznymi. Tak naprawdę Albanię zaczęto zwiedzać w XXI w. W epoce Hodży zwiedzanie Albanii przypominało trochę to, co dziś można doświadczyć w Korei Północnej. Dodatkowo każdy obcokrajowiec musiał dostosować się do norm i reguł czyli np. na lotnisku Rinas znajdowały się zakłady fryzjerskie gdzie strzyżono panom zbyt długie włosy. Niedopuszczalne były mini czy maxi spódnice. W latach 90 tych większość hoteli jeszcze nie była w planach, a wiele stref wypoczynkowych zajmowały jeszcze bazy wojskowe i słynne bunkry. Dodatkowo rozruchy roku 1997 pozostawiły w świadomości wielu ludzi obrazek krainy bezprawia.
To za Albanią gdzieś się ciągnie i każda zła opinia uderza bardzo mocno. Dlatego należy jak najszybciej rozwiązać podstawowe problemy czyli kwestię chodników, śmieci, bezdomnych zwierzaków, rozwiązań dla niepełnosprawnych. Przydałoby się też większa dbałość o szczegóły, większa uważność przy projektowaniu przestrzeni.
Turystyka rozwija się nierówno i są piękne, ale zaniedbane miejsca, które pozostają w kontrze do tych wypasionych hoteli w Golem czy Sarandzie. Są też miejsca, gdzie nie dba się o naturę na rzecz nowych inwestycji turystycznych. Ale to wszystko to już polityka i musiałabym być premierem lub jednym z jego kolegów żeby cokolwiek zmienić.
Było o tym, co w Albanii kochasz- napisz proszę, czego nie lubisz, co Cię frustruje, irytuje, czego Ci brakuje.
Zawodowo brakuje mi na pewno zdrowego podejścia do konkurencji. Nie mówię, że przychodzi do człowieka pan z szerokim karkiem i kałasznikowem i każe się wynosić! Jednak na każdym kroku pojawiają się trudności, szklane sufity, o które wielokrotnie rozbiłam sobie głowę jako obcokrajowiec. Najbardziej przykre jest ciągłe powtarzanie, że nie jestem Albanką, więc nie mam prawa być przewodnikiem, mieć swojej firmy, mieć wiedzy, doświadczenia etc. Czarny PR czasem denerwuje, bo ostatnie lata maksymalnie poświęciłam Albanii, ale gdy patrzę na pozytywne opinie zadowolonych klientów lub na swój przewodnik na półce w księgarni macham ręką. Nawet jeśli są to zagrania bardzo nieuczciwe.
Poza tym zupełne ignorowanie kwestii bezdomnych zwierzaków. Nie ma przyzwolenia na krzywdzenie ich, ale też pomysłu jak im pomóc. To bardzo trudny i skomplikowany problem.
Prywatnie? Wszystko i nic! Najgorsze chyba do zniesienia jest, że absolutnie nic nie da się załatwić w Albanii od ręki! Poukładanie czynności w jakiś grafik jest niemożliwe, bo trzeba wypić kawę, bo obiad, bo ktoś się spóźni, bo dziś nie może… Zazwyczaj największe awantury wybuchają jak kogoś próbuję popędzać lub postanawiam skrócić jakiś rytuał. Nie mogę się czasem pogodzić z tym, że rzeczy które da się zrobić w kilka minut trwają kilka dni.
Jakimi słowami określiłabyś Albanię?
Prywatnie mam jedno słowo: pasja.