Stało się! Właśnie otrzymaliśmy informację, że polska turystyka to polskie hotelarstwo, a konkretnie- Polski Hotelarz. Pan Polski Hotelarz ma prawo zarobić w odróżnieniu od Panów i Pań z Niepolskiej Turystyki.
Jeśli komuś udało się jednocześnie wkurzyć całą polską turystykę to zaszczytne miano od dzisiaj należy do Marcina Horały, który w polsatowskim programie „Graffiti” szybko i sprawnie pokazał, gdzie w szeregu znajduje się miejsce polskiej turystyki. Prawie całej, bo wyjątkiem wyróżnionym przez Pana Wiceministra Infrastruktury jest Polski Hotelarz.
A może by tak na Fuertę?
Zapytany o kolejne zakazy lotów i rzutowanie decyzji rządu na polską branżę turystyki zagranicznej, Marcin Horała odpowiedział:
„Nie cała polska turystyka Wyspami Kanaryjskimi stoi.(…)Tak naprawdę, z punktu widzenia polskiej turystyki, większym problemem jest to, że w wyniku zakazu lotów do nas nie przylatują goście.”
Oczywiście, Pan Wiceminister ma rację- ogromnym problemem jest to, że nie przylatują do nas goście. Od miesięcy branża incomingowa (czyli firmy związane z turystyką przyjazdową- organizatorzy wizyt zagranicznych turystów w Polsce) nie mogą doprosić się pomocy i wsparcia. Krakowskie, warszawskie i gdańskie firmy (i nie tylko, w całym kraju jest ich wiele) ledwo zipią pozbawione możliwości zarobkowania z powodu rozlicznych zakazów lotów i zmieniających się przepisów. Ciekawi jednak, że w centrum troski ministerstwa znajduje się jedna grupa, mianowicie:
„Znacznie ważniejsze jest, by to polski hotelarz, polski sprzedawca zarabiał.”
Polski Hotelarz ma zarabiać. Polski sprzedawca również. Jak mniemam „polski sprzedawca” zagranicznych wycieczek (przepraszam za uproszczenie, jesteśmy specjalistami, ale w biorąc pod uwagę tę wypowiedź jest się albo hotelarzem, albo sprzedawcą) tego prawa już nie ma. I nic to, że organizatorzy turystyki zagranicznej to firmy zarejestrowane w Polsce, płacące tutaj podatki, zatrudniające ludzi również zasilających budżet państwa. Kolejny raz okazuje się, że „nasze wycieczki” są gorsze od Polskiego Hotelarza (który niejednokrotnie należy do zagranicznej grupy kapitałowej i z Polską łączy go lokalizacja). Życzę Polskiemu Hotelarzowi jak najlepiej, ponieważ każdy ma prawo pracować i zarabiać, a ja pragnę silnej i zdrowej turystyki w skali krajowej i światowej. Trzeba jednak głośno mówić o tym, że polska turystyka to nie tylko figura Polskiego Hotelarza.
Stojąc nad przepaścią
Mówiąc, że polska turystyka nie stoi Kanarami przedstawiciele władzy udowadniają, że mimo miesięcy rozmów, negocjacji, stosów petycji i próśb, niczego o branży się nie nauczyli i absolutnie niczego nowego nie dowiedzieli się. Sugerując w połowie września, kiedy wszyscy touroperatorzy zmierzają do zamknięcia śródziemnomorskich destynacji, że Wyspy Kanaryjskie nie są ważne, udowadnia się brak podstawowej wiedzy o działaniu ogromnych firm, które od lat wysyłają miliony Polaków na wakacje.
Polska turystyka zagraniczna w okresie jesienno- zimowym stoi Kanarami. Fuerteventura (znana bądź co bądź partyjnemu koledze Pana Horały), Lanzarote, Teneryfa i Gran Canaria to ulubione destynacje rodaków w czasie słoty, a wyloty na te cztery wyspy generują w tym czasie większość przychodów organizatorów turystyki. To podstawowa wiedza produktowa i branżowa.
Zakazując lotów na Kanary, popycha się firmy turystyczne nad przepaść. W miejsce, w którym wcale nie musiały stać, bo mimo ciężkiej sytuacji, w lipcu nastroje konsumenckie oraz obroty może nie były rewelacyjne, ale stosunkowo dobre i napawające nadzieją na przyszłość. Gdyby strona rządowa nie szafowała groźbami ponownego wprowadzenia kwarantanny oraz loteryjnymi zakazami lotów, firmy turystyczne- począwszy od „polskich sprzedawców” w biurach podróży skończywszy na organizatorach, spokojnie mogłyby zapewnić sobie przychody pozwalające na utrzymanie niezbędnego do przetrwania minimum. Wystarczyło nie szkodzić skoro o pomocy nie ma mowy.
Dzisiaj, w przededniu końca sezonu wakacyjnego, kiedy wszystkie oczy zwrócone są w kierunku zimy, dowiadujemy się, że dostępność Wysp Kanaryjskich jest nieistotna. Istotny jest Polski Hotelarz.
Nie z tej ziemi!
Wielokrotnie wspominałam, że za zagranicznymi wakacjami stoją polskie pieniądze, polscy pracownicy, polskie podatki i polskie składki na ZUS. Zagraniczne wyjazdy rodaków utrzymują dziesiątki tysięcy miejsc pracy, a każda zorganizowana przez operatora wycieczka zasila budżet kraju. Odcięcie organizatorom możliwości realizowania wyjazdów oznacza wykrwawienie się nie tylko dużych, ogólnie znanych marek, ale także tysięcy podmiotów, które utrzymują się ze sprzedaży tych ofert. To dziesiątki tysięcy miejsc pracy. I muszę Panu coś powiedzieć- od tych Kanarów zależy nasze być lub nie być.