Raport z destynacji cz. IV

Letni sezon 2020 zapisze się w historii światowej turystyki jako przełomowy. W cyklu „Raport z destynacji” postanowiłam zapytać o podsumowanie lata przedstawicielek dwóch kierunków, które mimo trudnej sytuacji poradziły sobie całkiem nieźle w covidowej rzeczywistości.

Turcja otworzyła swoje granice 12 czerwca 2020. Od tego czasu można do Turcji wjeżdżać bez dodatkowych warunków (testów ani kwarantanny) i od tego czasu Turcja prowadzi dość intensywne działania mające na celu „odmrozić” turystykę. Od maja wdrażano program certyfikacji hoteli. Aby otrzymać certyfikat higieny hotele tureckie muszą spełnić listę dość wyśrubowanych wymogów higienicznych. Certyfikat nie jest jednak wymagany aby hotel działał – może działać bez niego. Bardziej chodziło tu o kwestię wizerunkową, marketingową, o zdobycie zaufania turystów. Wprowadzono też specjalne COVID-ubezpieczenia na pokrycie ewentualnych kosztów leczenia czy transportu. Na lotniskach w nowo powstałych centrach medycznych za kilkanaście euro można kupić takie ubezpieczenie na czas pobytu w Turcji. Można też tam zrobić testy na COVID przed powrotem do kraju (w razie potrzeby).

Tureckie Ministerstwo Turystyki od momentu otwarcia granic wznowiło też swoje słynne kampanie reklamowe zachęcające do odwiedzenia Turcji. Wciąż jednak wiele krajów europejskich było zamkniętych na ruch poza UE. Można było do Turcji wlecieć ale indywidualnie, lotami rejsowymi (np. z Niemiec), otwarte były także drogi morskie czy lądowe. 

Prawdziwy sezon turystyczny zaczął się dopiero w sierpniu, podczas gdy w normalnej sytuacji startuje już w kwietniu. Wciąż mamy nadzieję że uda się „dociągnąć” sezon do listopada czy nawet grudnia, jak to bywało w poprzednich latach. Pogoda nam sprzyja. Turcja póki co nie planuje się zamykać czy wprowadzać nowych obostrzeń.

Jeśli chodzi o statystyki 15 października opublikowano dane, które mówią o 3 milionach 22 tys. turystów którzy odwiedzili region Antalyi (najpopularniejszy region wypoczynkowy) od początku tego roku. Spadek jest dramatyczny biorąc pod uwagę, że w roku 2019 do połowy października turystów było aż 14 mln 47 tys.

Najwięcej przyjechało Rosjan, aż 1 mln 250 tys. (porównując do zeszłego roku – 75% mniej). Drudzy w kolejce są obywatele Ukrainy (spadek o 33%),  kolejni to Niemcy (spadek aż o 87% ze względu m.in. na obowiązek testów po powrocie do Niemiec). Następni to Anglicy – (spadek o 67%) i niedawno ich sezon w Turcji już się zakończył. 

Skandynawia – kiedyś reprezentowana dość licznie – w tym roku w ogóle nie uruchomiła ofert wakacji w Turcji, lata do nas tylko 1 rejsowy samolot tygodniowo z Finlandii.

Polacy to jeden z najliczniej reprezentowanych krajów, zajmujemy w tym roku 5. miejsce wśród odwiedzających z 76 tysiącami turystów. Spadek w stosunku do 2019 roku to aż 85%. 

Nawet w czasie kwarantanny działało około 10% całorocznych tureckich hoteli. W sierpniu wraz z przywracaniem lotów hotele zaczęły się stopniowo otwierać. Niektóre hotele pozostaną zamknięte aż do przyszłego sezonu. W tej chwili otwartych hoteli w naszym regionie Antalyi jest ok 60%. Oczywiście mówimy tu o otwartych hotelach, które mają mniej więcej 50-60% zapełnienia – nie ze względu na nowe wymogi sanitarne, ile głównie z powodu braku turystów. Im bliżej końca października tym więcej hoteli ponownie zamyka się na zimę.

Największe miasta regionu takie jak Antalya, Alanya, Side, Manavgat, nawet Kemer, są generalnie miastami nie tylko turystycznymi, ale „całorocznymi”. Po zakończeniu ścisłej kwarantanny powrócił tutaj w miarę normalny ruch. Miejscowości te od czerwca odwiedzane były tłumnie przez tureckich turystów z pozostałych części kraju, którzy także chętnie spędzają wakacje na Riwierze. Stopniowo więc otwierały się kawiarnie, bary, sklepiki, te kierowane do „lokalsów”, ale także typowo turystyczne. W lipcu życie wróciło do jako takiej normy. Malutkie miejscowości przykurortowe przez długi czas były puste, ponieważ ruch w nich jest uzależniony od turystów okolicznych hoteli. Kiedy one się otworzyły, ruch powrócił i tam, ale oczywiście w dużo mniejszej niż niegdyś skali. 

Turcja od momentu otwarcia granic nie wymaga testów ani kwarantanny, jedynie za pomocą kamer termowizyjnych masowo mierzy się przyjeżdżającym temperaturę. Osoby z wysoką gorączką lub objawami COVID trafiają do lotniskowego centrum medycznego, gdzie robiony jest test na obecność wirusa. 

W rejonie Antalyi nie było obowiązku noszenia maseczek na ulicach, jedynie w miejscach zatłoczonych (bazary) lub w pomieszczeniach zamkniętych (sklepy, urzędy, banki, komunikacja miejska). Na plaży leżaki są stawiane w większych odstępach. Przy wejściach do budynków (hotele, galerie, sklepy, restauracje) należy odkazić ręce, w niektórych miejscach dodatkowo obsługa mierzy temperaturę. 

W wielkich tureckich metropoliach jak Stambuł, Ankara – należy nosić maski także na ulicy, nakaz maseczek dotyczy także popularnych obiektów turystycznych, jak np. tarasy wapienne Pamukkale czy kościółki w Muzeum Goreme w Kapadocji. Wszystkie muzea i obiekty turystyczne są otwarte.

9 września nakaz noszenia masek rozszerzono na całą Turcję. Zrodziło to wiele obaw o to, czy taki nakaz nie wystraszy turystów, jednak życie pokazało, że niewiele się zmieniło. Sam przepis w rejonach turystycznych jest dość swobodnie traktowany, teoretycznie można zostać ukaranym grzywną za brak maseczki, ale w praktyce turystom tego typu nieprzyjemności praktycznie się nie zdarzają. Niekiedy w tłoczniejszych miejscach żandarmeria czy straż miejska poucza przechodzących ulicami, aby nałożyli na twarz maseczki. Czyli jak to bywa w Turcji – zasady swoje, życie… swoje.

Podsumowując powoli (oby jak najwolniej!) kończący się sezon można powiedzieć, że turyści byli bardzo „spragnieni” Turcji i zwiedzania. Dotyczy to fanów Turcji, którzy wracają do nas po raz kolejny, ale także osób, które odwiedzają ten kraj po raz pierwszy, bo i ich jest sporo, w tym i takich, którzy zostali niejako zmuszeni do zmiany kierunku wakacji w wyniku np. zamknięcia Hiszpanii czy Grecji. 

Polacy nie tylko wypoczywają, ale i chętnie wyjeżdżają na wycieczki, nawet te dłuższe (Kapadocja, Pamukkale, samodzielne objazdy po kraju samochodem, camperem, autobusami, które są w tym roku bardzo popularne). Powiem szczerze, że pozytywnie nas to zaskoczyło. Turyści nie boją się, stosują się do zasad, ale starają się korzystać z wakacji mimo ograniczeń. 

Po zakończonych urlopach podsumowują je w samych superlatywach. Wiele obaw dotyczyło nowych zasad „all inclusive” w hotelach – podawanie potraw przez obsługę z przyłbicach, maskach i rękawiczkach – jak mówią turyści – rzeczywistość okazała się nie taka „straszna”.  Mówią nam, że ich obawy okazały się bezpodstawne a Turcja bardzo poważnie podchodzi do higieny, czystości i świetnie się zorganizowała.Wielu deklaruje, że czuli się tutaj dużo bezpieczniej niż we własnym kraju.

Oczywiście najmocniej namieszały w całej branży zakazy lotów. Turcja od początku pandemii świetnie sobie radziła jeśli chodzi o ochronę (kamery termowizyjne są na lotniskach już od stycznia, były darmowe maseczki dla obywateli, masowe odkażanie ulic, szkół, przedszkoli, przystanków a nawet obiektów turystycznych, istnieje tu świetna opieka medyczna która zaskakuje obcokrajowców). Jednak wciąż UE “karała” Turcję zakazem lotów. 

Hotelarzom trudno było podejmować decyzje o otwarciu obiektów, nie mówiąc już o zatrudnianiu personelu, nie wiedząc „na czym stoją” i kiedy loty zostaną przywrócone. 

Kolejny problem to fake newsy. O Turcji krążyło wiele wyssanych z palca informacji – niby jesteśmy już do nich przyzwyczajeni, bo o Turcji „zawsze” źle się mówi i pisze, tak po prostu już jest na linii Europa-Turcja, jednak tym razem nakręcało to zupełnie niepotrzebną spiralę paniki. Nawet gdy Turcja otworzyła już granice i ogłosiła, że nie będzie wymagać testów – wciąż, nawet teraz, otrzymujemy maile z panicznymi pytaniami bo „ktoś gdzieś” wyczytał, że testy są obowiązkowe, że nie można wychodzić z hoteli, że jest przymusowa kwarantanna, albo że maseczki trzeba nosić nawet kąpiąc się w morzu…

Turcy są nieuleczalnymi optymistami, dlatego wielu z nich mimo wszystko wierzyło, że życie wcześniej czy później wróci do normy, trzeba jednak przyznać że w tym roku ten optymizm został wystawiony na ciężką próbę. W najgorszym momencie kwarantanny, kiedy nic nie zapowiadało, że turystyka kiedykolwiek się „podniesie”, wiele osób zaczęło szukać alternatywnych źródeł dochodu. W regionie Antalyi, który jest prężnym regionem rolniczym, bardzo popularne zrobiły się pomysły na uprawę owoców czy warzyw, szczególnie bananów, które słyną na całą Turcję 🙂  Osoby, które pracowały sezonowo, zaczęły szukać innych pomysłów na życie (zmiana branży, przeprowadzka do innego miasta lub za granicę). Wśród wielu Turków pojawiły się refleksje na temat tego jak zarządzają swoimi pieniędzmi (brak oszczędności, życie „od sezonu do sezonu”). 

Na razie trudno jeszcze mówić o oszczędnościach i zarobkach z obecnego sezonu – wiele firm obecnie pracuje głównie po to, aby spłacić zobowiązania czy wyrównać koszty, które przeznaczono po poprzednim sezonie na inwestycje. Ten sezon według szacunków, miał być „rekordowy”, dlatego wiele hoteli, firm czy małych biznesów zarobione w ubiegłym roku pieniądze przeznaczyło na inwestycje. Smak pieniędzy zarobionych w tym sezonie jest więc zdecydowanie gorzki.

Pierwszy samolot zagraniczny wylądował na Korfu pierwszego lipca. Byłam tego dnia na lotnisku, bo chciałam zobaczyć pierwsze przyloty. Część ludzi wychodząc z lotniska miała łzy w oczach. Te pierwsze przyloty związane były z dużymi emocjami, stresem dla pierwszych turystów, którzy przylecieli na wyspę. Kilka przylotów z Polski rozpoczynających sezon, anulowano. Pierwszy samolot z Polski na Korfu przyleciał czwartego lipca. Kilka największych hoteli na wyspie od początku do końca sezonu pozostała zamknięta. Część z nich, dosłownie w ostatnim momencie, wydało decyzję o otwarciu w sierpniu. Z tym wiązało się też ogromne zamieszanie informacyjne. W rezultacie połowa hoteli była zamknięta, a druga pozostała otwarta, na nowych zasadach dostosowując się do wymogów. W lipcu na wyspie było bardzo kameralnie. Turystyczne miejscowości działały jakby na wpół uśpione. Część sklepów, tawern, kawiarni działało, a część była zamknięta. Wyspa mocno ożywiła się w sierpniu. We wrześniu było zdecydowanie spokojniej. Życie koncentrowało się w mieście Korfu. Tam zupełnie nie czuło się, że turystów w tym roku jest znacznie mniej. W mieście Korfu działało wszystko, ludzi były tłumy!

Każdy turysta, który w tym roku przylatywał do Grecji na wakacje, musiał mieć ze sobą kod QR, który zdobywa się przed przylotem przez wypełnienie odpowiedniego formularza. W autobusach i na statkach rejsowych trzeba było nosić maseczki. Trzeba było również zwracać uwagę na zachowanie dystansu. Od połowy sierpnia wyszedł również zakaz działania dyskotek, tawern, restauracji, kawiarni po godzinie 24.00. Ostatecznie dla obywateli przylatujących z Polski, wprowadzono obowiązek posiadania negatywnych wyników testów na Covid19. Ta decyzja wyznaczyła nam koniec sezonu.

Latem 2020 roku na Korfu było o 80-85% turystów mniej! To szok dla ludzi, którzy pracują w turystyce. Mimo tak dużego spadku w ilości turystów na wyspie, można było nadal pracować dostosowując swoje usługi do nowych zasad i potrzeb turystów. Myślę, że dzięki reagowaniu na sytuację na gorąco, nam udało się uzyskać jedną trzecią dochodu w stosunku do lata 2019, pracując z dużo mniejszą liczbą turystów, jedynie przez połowę sezonu. Dla mnie to gigantyczny sukces, biorąc pod uwagę ogromne utrudnienia, z którymi ciągle się stykaliśmy. Turyści, którzy w tym roku uczestniczyli w naszych wycieczkach byli w różnym przedziale wiekowym. Ku mojemu zaskoczeniu, nie brakowało seniorów! Turyści chcieli zwiedzać wyspę i „wyciskać” ze swoich wakacji jak najwięcej. Wcale nie siedzieli zamknięci w hotelach. W tym roku ludzie szczególnie mocno doceniali możliwość tego, że mimo wszystko mogą podróżować, mogą spędzić swoje wakacje nad pięknym morzem, tu na Korfu. Taką atmosferę czuć było na każdym kroku!

Dla nas największym problemem było prawo, według którego w autobusach wycieczkowych i na statkach rejsowych mogło być zajętych jedynie 65% miejsc.  Niestety, to prawo obowiązywało do samego końca sezonu.

Mieszkańcy Korfu, którzy pracują w turystyce byli w sporym stresie. Potężne straty finansowe będę widoczne najpewniej zimą. Większość przewodników lokalnych pozostała bez pracy. Podobnie było w przypadku wielu kierowców i osób, które pracują w branży turystycznej. Każdy będzie musiał się z tym uporać na własny sposób. Nikt raczej nie liczy na dofinansowania rządowe, bo tych raczej nie będzie, a jeśli już to będą raczej symboliczne. Cała Grecja będzie musiała się zmierzyć z kolejnym kryzysem. Jego skalę zobaczymy dopiero zimą. Tak naprawdę nikt nie wie, co będzie. To, co jednak z pewnością pomoże Grekom, to ich życiowa filozofia. Tu żyje się chwila, po chwili. Bo przecież do przeżycia jest jeden dzień. A chyba żaden inny naród, nie potrafi cieszyć się prostymi, codziennymi przyjemnościami, jak właśnie Grecy. 

Podziel się swoją opinią