Sezon 2020: Raport cz. II

Sezon letni 2020 na zawsze zapisze się w historii światowej turystyki. W raporcie podsumowującym wakacje zapytałam osoby pracujące na najpopularniejszych kierunkach letnich Polaków, jak wyglądało lato. W dzisiejszym zestawieniu przedstawiam przedwcześnie zamkniętą Albanię i Macedonię, która doświadczyła przeciągającego się zakazu lotów.

Albańska turystyka i rynek usług, które są z nią powiązane w ostatnich 12 miesiącach przeszedł przez 2 głębokie kryzysy: jeden to oczywiście pandemia, ale nie możemy zapomnieć o zeszłorocznym trzęsieniu ziemi. Przed samym sezonem ludzie byli naprawdę zdołowani i niepewni swojej przyszłości. Niestety tym, którzy nie są blisko władzy jest najciężej i oni nie odbili się, nie udało im się załatać dziury w budżecie. Obawiam się, że efekty zobaczymy za rok, spodziewam się fali upadków hoteli i innych biznesów związanych z turystyką.     

Wszystko zaczęło funkcjonować w drugiej połowie czerwca: pierwsi przylecieli turyści z Białorusi, na Polaków z dużych biur podróży musieliśmy poczekać do połowy lipca. Wtedy otworzyliśmy biuro i zaczęliśmy organizację wycieczek fakultatywnych. Na początku było to stąpanie po niepewnym gruncie ze względu na zamieszanie i niejasności  formalne. Pod koniec lipca wszystko się ustabilizowało, sierpień minął naprawdę fajnie, a… na początku września pożegnaliśmy turystów ze względu na ograniczenie lotów do Albanii.  

Największym problemem w przypadku Albanii i krajów ościennych była niepewność, niejasność i niestabilność co wywoływało histeryczne reakcje w social mediach, a to kończyło się falami paniki. Opiszę to na podstawie szerszego kontekstu – prawie przez całe lato loty do Czarnogóry i Macedonii Północnej były zablokowane. Zaczęły pojawiać się komentarze: Jak w Czarnogórze zablokowali to i w Albanii zablokują i zostaniemy tam na zawsze!
Każda zmiana w rozporządzeniach czy to polskich czy „bałkańskich” odpalała wysyp „fake newsów” w grupach na facebooku. Ludzie wierzyli krzykliwym nagłówkom, nie czytali ustaw lub wrzucali newsy z albańskich mediów tłumaczone w translatorze. Średnio co kilka dni wybuchała absolutna panika! 
Jak ruszaliśmy z wycieczkami fakultatywnymi z Durres do Ochrydy dzwonili do mnie rezydenci i przewodnicy pracujący dla konkurencyjnych biur z pytaniem „A jak Ty wjedziesz do Macedonii?”. Ciąg skojarzeń był prosty (ale błędny): loty są zablokowane to oznacza, że granice lądowe też… Pierwsza wycieczka była dla mnie stresem, bo wszystkie oczy były zwrócone w kierunku Mojej Albanii. Przetarłam szlaki – inni też ruszyli. I bardzo dobrze, bo Macedonia Północna straciła chyba nawet więcej niż Albania – każda grupa była dla nich na wagę złota.  

Wiele osób mówiło, że w Albanii nie odczuwa się pandemii. Nie znam przypadku żeby jakiś hotel zrezygnował z otwarcia się dla klientów. Nosiliśmy maseczki, zachowywaliśmy dystans, myliśmy ręce, zapełnialiśmy autobusy w 70%… nie było jakiś specjalnych obostrzeń, które nie byłyby znane nam z pandemicznej codzienności. Wszystko o czym piszę stało się dla naszej wycieczkowej ekipy normalnością. Kurorty odżyły – mimo ograniczeń otwarcia restauracji i barów. Mimo wszystko Albania złapała na chwilę oddech.   

Wg oficjalnych statystyk, do Albanii od stycznia do lipca 2020 r. przyjechało 64 % mniej obcokrajowców niż w zeszłym roku. Polaków aż 85% mniej co jest rekordowym spadkiem jak chodzi o wszystkie narodowości odwiedzające Albanię! Turyści mieli bardzo dużo pytań przed przyjazdem, ale jak już docierali na miejsce odrzucali stres i „zapominali” o lęku przed koronawirusem. Nie mieliśmy problemów z kwestią przestrzegania obostrzeń, wszyscy przyjmowali je ze spokojem i zrozumieniem. 

Sezon Mojej Albanii oceniam jako… sukces- gorzki, ale jednak. Nie chcę tonąć w pesymizmie, bo był ogromny spadek klientów i nie zarobiliśmy tyle co w poprzednich sezonach. Nie wszystko da się przeliczyć na kasę, ale jednak czas pandemii pokazał, że nasza pozycja jako biura jest ugruntowana i w czasie kryzysu pojawiają się najlepsze pomysły na nowe obszary działalności. Mnie również pandemia zmotywowała do aktywności poza turystycznej co w sumie jest bardzo ciekawym doświadczeniem, na które nie zdecydowałabym się w innej sytuacji. Daleko mi do „hurraoptymizmu”, ale staram się nucić „Myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć…”. 

W tym roku sezonu turystycznego w Macedonii praktycznie nie było. Nie znam statystyk na sierpień, ale zgodnie z danymi macedońskiego Głównego Urzędu Statystycznego liczba turystów w czerwcu 2020 w stosunku do czerwca 2019 spadła o 95,6%. Chociaż aż do końca czerwca Macedonia miała zamknięte granice (lotniska funkcjonują od 1 lipca), nikt nie łudzi się, aby statystyki za normalnie „wysoki sezon” były lepsze. Statystyki za lipiec mówią o spadku o 56%, przy czym uwaga: liczba turystów zagranicznych spadła o… 94,9% w stosunku do roku poprzedniego.

Jak to wygląda bez liczb? Polacy prawdopodobnie trzeci rok z rzędu zajmą pierwsze miejsce jako najliczniej odwiedzający Ochrydę naród. W pewnym momencie w zasadzie byliśmy jedynymi turystami zagranicznymi, którzy przyjeżdżali do Ochrydy w większych grupach. Wymarła turystyka kulinarna, winna, górska czy rowerowa, będąca domeną Włochów, Japończyków, zabrakło turystów z Holandii, Turcji i Izraela. Na kondycję branży hotelarskiej niekorzystnie wpłynęło długie odwlekanie decyzji o otwarciu obiektów oraz brak jasnych protokołów. Przewoźnicy do tej pory walczą z przepisem ograniczającym liczbę pasażerów w pojeździe. Do sierpnia było to 50% całkowitej liczby miejsc, teraz obowiązuje 75% i dotyczy to nie tylko autokarów, ale także minibusów i, choć tutaj zdania są podzielone, dziewięcioosobowych vanów. Ten przepis i brak komunikacji z odpowiedzialnymi organami doprowadził do takich absurdów, jak konieczność podzielenia grupy autokarowej z Polski na dwa autokary po przekroczeniu przez nich granicy serbsko-macedońskiej. Nikogo nie obchodził fakt, że ci sami ludzie spędzili już razem w jednym autokarze kilkanaście godzin w drodze do Macedonii.

Nie istnieje też turystyka zagraniczna. Wszystkie biura macedońskie, które oferowały np. bardzo popularne weekendowe wypady do Grecji nad morze, odnotowały gigantyczne straty. Macedonia, która granice ma otwarte, jest od kilku miesięcy coraz bardziej izolowana. Grecy do tej pory nie otworzyli swoich granic nie tylko dla Macedończyków, ale także dla cudzoziemców, którzy chcieliby wjechać do Grecji z Macedonii. Z Macedonii do Bułgarii wjechać można jedynie tranzytem, w przeciwnym razie każdego obowiązuje kwarantanna. W tej chwili Macedończycy nie mogą nawet wjechać do Kosowa, nie wspominając już o innych krajach europejskich, z Polską na czele – która uparcie zakazuje lotów do Skopje i Ochrydy. Jedyną otwartą granicą pozostawała granica macedońsko-albańska i przez chwilę była to ostatnia deska ratunku dla branży turystycznej w Ochrydzie i na zachodzie Macedonii. Dzięki tej granicy turyści (głównie Polacy) udający się własnym transportem do Albanii na wczasy często decydowali się na jedno- czy kilkudniowy pobyt w Ochrydzie. To także jednodniowe polskie wycieczki fakultatywne z Durres do Ochrydy przez parę tygodni były niemal jedynym źródłem utrzymania paru przewodników ochrydzkich czy właścicieli tzw. taksówek wodnych, zwyczajowo oferujących tym grupom krótki rejs na zakończenie zwiedzania. Wielkie promy pasażerskie, kursujące w sezonie wypełnione po brzegi z Ochrydy do św. Nauma, teraz oferują bilety na granicy opłacalności. Gwoździem do trumny, co otwarcie przyznawali moi znajomi, był zakaz lotów z Polski do Albanii. Wraz z nim sezon w Macedonii, jeżeli w ogóle się zaczął, to boleśnie skończył. A Macedonię z powodzeniem można zwiedzać przy dobrej pogodzie do końca października, o ile nie przez cały rok. Trwa właśnie sezon winobrania, jesień to genialny czas na wycieczki kulinarne, szlakiem winnym czy trekkingi. Ale nie w tym roku.

Żeby jednak nie było aż tak skrajnie pesymistycznie, zauważam jedną pozytywną rzecz w tym całym zamieszaniu. Macedończycy zaczęli podróżować po Macedonii. Powstają grupy na Facebooku, powstają tematyczne strony – o turystyce wiejskiej, slow food, o zapomnianych miastach, o cerkwiach, legendach – odkrywające niedofinansowane, zapomniane skrawki Macedonii. To ruch w dobrą stronę, ponieważ z konieczności musiał zwrócić uwagę tych wysoko postawionych, zrzeszonych w rządowych stowarzyszeniach i agencjach, którzy do tej pory korzystali z gotowców w postaci paru kliszy: Ochryda, Kanion Matka, Skopje, i uznawali, że ich robota jest zakończona. W tym roku musieli zacząć zauważać i pokazywać fascynujący wschód Macedonii, zapomniane rzemiosła i miejsca. I chociaż finansowo nie wsparło to jakoś niesamowicie branży turystycznej, wprowadzenie bonów turystycznych (ok. 150 euro) bardziej pomogło apartamentom i hotelom niż biurom czy przewodnikom, to jest to krok w obiecującym kierunku. Niestety, trudno jest oczekiwać od Macedończyków by wydawali wielkie pieniądze na zwiedzanie kraju z przewodnikiem czy biurem, bo obok innych argumentów, po prostu ich na to nie stać, zwłaszcza w obliczu ogromnego kryzysu i masowych zwolnień.

Widać, również w Macedonii, głód podróżowania. W czasie przedłużonych weekendów, świąt, Ochryda była pełna ludzi. Wieczorami promenada zapełniała się jak normalnie podczas sezonu. Jednak mimo wszystko odczuwało się różnicę – brak wielu straganów z pamiątkami, pustki w restauracjach i barach. Pełne są tylko kluby nocne, bo te i tak odwiedzają w większości nie turyści zagraniczni, a miejscowi. Zresztą także restauracje długo walczyły o otwarcie i złagodzenie restrykcji – przed dłuższy czas po teoretycznym otwarciu restauracji, a było to chyba w maju, można było korzystać tylko z tarasów zewnętrznych. Właściciele byli zobowiązani też do… legitymowania gości, bo przy stoliku, jeśli chciało siedzieć więcej niż dwie osoby, mogły przebywać wyłącznie osoby z jednego gospodarstwa domowego. Nie muszę chyba dodawać, że właściciele bojkotowali ten przepis.

O pojawiających się wokół Bałkanów fake newsach nie chcę nawet wspominać, bo od chwili, gdy zaczęłam prowadzić live’y na temat sytuacji w Macedonii i na Bałkanach, spotykałam się z takim natłokiem bzdur, że nawet mnie – przyzwyczajoną do przedziwnych stereotypów o Albańczykach podczas pracy z turystami – przyprawiały one o atak złości i śmiechu jednocześnie.

Mam jednak bardzo bolesny przykład, jak szkodliwy potrafi być fake news. Był moment, w którym Macedończycy nie zgłaszali się czy bliskich, zwłaszcza starszych osób, do szpitali, bo poszła fama, że w paru konkretnych placówkach jest po prostu „koronaumieralnia”. Skutek? Zgłaszały się osoby już w bardzo, bardzo poważnym stadium choroby. Niektórych nie udało się uratować.

Paradoksalnie, również dla mnie koronawirusowa zawierucha na coś się przydała. Prawdopodobnie w sezonowym przepracowaniu nie udałoby mi się nigdy trafić na projekt Genuine Experiences, który ma szansę jeśli nie zmienić, to wzbogacić oblicze turystyki w Macedonii.

Na koniec dodam, że Macedończycy zgodnie uznają, że Polacy to „odważni turyści”. Jeśli ktoś spotkał turystę w Macedonii, to na 99% był to polski turysta. Niezmiennie zapraszam, zwłaszcza tych odważnych, na swoje wycieczki! 🙂

Izabelę możecie śledzić na FB IG

Justynę znajdziecie na FB IG i w jej GRUPIE

Podziel się swoją opinią