Turystyka w świecie fejków

Dotychczas fake newsy były domeną polityki i rewelacji z życia gwiazd. Ofiarami półprawd i kompletnych bzdur padały kraje, głowy państw, politycy i celebryci. Nikt nie spodziewał się, że w 2020 r. największym pokrzywdzoną przez falę fejków będzie turystyka.

W połowie czerwca na jednym ze spotkań na żywo (Turystyczne wtorki o 10:00 na Instagramie) padło pytanie, co uważam za największe zagrożenie dla dzisiejszej turystyki. Bez wahania wypaliłam, że są to fake newsy pojawiające się w całej masie portali– począwszy od niesprawdzonych źródeł zarabiających na kliknięciach aż po budzące grozę nagłówki poczytnych serwisów internetowych, które nie kojarzą się z clickbaitowymi treściami. Większość osób problemy turystyki sprowadzała do przepisów wjazdowych, papierologii i ograniczeń w hotelach, a ja obserwując fora internetowe, czułam, że naszą zmorą będą steki bzdur i kontenery półprawd wykorzystywanych do szokowania czytelników. Zwłaszcza w powyborczym sezonie ogórkowym oraz w przeddzień wprowadzenia bonów turystycznych, którymi można opłacić wakacje w kraju.

Zamknięci i odcięci

Pamiętacie początek pandemii i te wszystkie rewelacje? Przerobiliśmy cały zestaw sensacji- począwszy od konieczności robienia zapasów, bo sklepy miały być zamknięte, przez wyprowadzenie wojsk na ulice aż do odcinania miast kordonami policyjnymi. Ile tego było? Dzisiaj nikt już nawet o tym pamięta. Mamy za to falę niepotwierdzonych albo nadinterpretowanych wieści z różnych części świata.

Jednym z ulubionych tematów medialnych jest sytuacja w Hiszpanii. Z ojczyzny paelli pochodzi większość dramatycznych przekazów, z którymi starają się walczyć mieszkający i pracujący tam Polacy (ich profile znajdziecie TUTAJ). Media co chwilę donoszą o kolejnych hiszpańskich dramatach– najpierw o zamykanych masowo plażach na Balearach, które okazały się być kilkoma plażami w okolicach zdominowanego przez lubiących ostrą zabawę Brytyjczyków Magaluf i Palmanova (na samej Majorce plaż jest… kilkaset?). Następnie przekazywane były newsy dotyczące konieczności noszenia maseczek w trakcie kąpieli w morzu. Równie ciekawie co na Balearach, sytuację przedstawia się na kontynencie- Barcelona i Madryt przedstawiane są jako jądra covidowej ciemności i gdyby nie relacje zamieszczane na instagramie przez obserwowane przeze mnie osoby, prawdopodobnie wysłałabym do Hiszpanii paczkę z racjami żywnościowymi. „Hiszpańskie” wiadomości są najczęściej zbiorem półprawd skrzętnie wykorzystywanych do zrobienia szumu. Plaże owszem, pozamykano, ale dlatego, że gromadziły się tam tłumy i zapobiegliwi Hiszpanie tym sposobem skierowali turystów na inne łachy piachu. Obowiązek noszenia maseczek również jest, ale nie w morzu i na samotnych spacerach z dala od turystycznych deptaków.

Każdorazowo gdy czytam kolejne rewelacje, wchodzę na profile osób, które mieszkają w Hiszpanii (a śledzę tych, którzy stacjonują w regionach ściśle związanych z turystyką) i widzę dokładnie to, co w Polsce, tylko w śródziemnomorskiej scenerii. Zero paniki, zero stresu, ludzie żyją i funkcjonują tak, jak wszędzie. Życie przedstawiane w mediach jest totalnie odmienne od tego w rzeczywistości.

Wszędzie źle, w domu najlepiej

Hiszpania stała się kozłem ofiarnym covidowych przekazów medialnych. Jeśli można jakiś kierunek pokopać to w pierwszej kolejności na tapetę bierze się Hiszpanię. Zamknięta plaża w Barcelonie oznacza zamknięte plaże w Hiszpanii, konieczność noszenia maseczek w przestrzeni publicznej oznacza powrót obostrzeń w świetle powracającej pandemii, zakaz organizacji dużych imprez to dla mediów ponowne zamknięcie Hiszpanów w domach. Czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na doniesienia medialne mówiące o zamknięciu trzech hiszpańskich plaż? Nikt. Nad Bałtykiem z powodu sinic co roku zamyka się więcej kąpielisk niż na Półwyspie Iberyjskim z powodu „koronawirusa” (a raczej ich popularności). Prawda serwowana w wersji instant, obdarta z perspektywy i realnego wymiaru staje się rewelacją i clickbaitem, z którym muszą mierzyć się i Hiszpanie, i cała branża turystyczna.

O ile Hiszpanów łatwo pokopać, bo pandemia w pewnym momencie przejechała po ich systemie opieki zdrowotnej niczym walec, tak Bułgarom, Turkom i Grekom dostaje się na zaś. Żółty pasek pewnej stacji informacyjnej dwa tygodnie temu płonął od informacji o dramatycznie rosnącej liczbie chorych w Bułgarii, na fora wylewało się tsunami doniesień o zaostrzeniu przepisów wjazdowych lub zamknięciu granic i konieczności organizacji lotów repatriacyjnych dla rodaków, którzy zdecydowali się na wypoczynek w Złotych Piaskach i Słonecznym Brzegu. Minęły dwa tygodnie i… jak Polacy byli w Bułgarii, tak są nadal. Nie zmienił się także najważniejszy fakt- do przekroczenia granicy z Bułgarią wystarczy jedna uzupełniona przez turystę kartka. Nie ma tu wirtualnych formularzy, aplikacji, kodów, testów i papierologii, a relacje z Bułgarii idealnie określa hasło reklamowe SkiSun Travel „wakacje jak dawniej”.

Przygotowani i groźni

W najdziwniejszej sytuacji znajdowała się Turcja, do której loty wznowiono w tym tygodniu. To nic, że Turcy już w maju mieli gotowy plan przywrócenia ruchu turystycznego. Nieważne, że Ministerstwo Turystyki wprowadziło certyfikację hoteli, a obiekty wykonywały specjalne testy (!) działania w okresie covid z zachowaniem wyżyłowanych standardów higienicznych. Do Turcji latać nie można było! Dlaczego? Bo dużo przypadków, bo wirus się szerzył, bo niebezpiecznie. Oczywiście, to wszystko prawda- tyle tylko, że podobnie jest w przypadku Hiszpanii jest to zbiór prawd w wersji instant. Dużo przypadków, bo Turcja to kraj dwukrotnie liczebniejszy niż Polska. Wirus się szerzył, bo wykonywano więcej testów. A niebezpieczeństwo… wynika wyłącznie z politycznej gry na granicy Erdogan- Unia Europejska.

Brak Turcji w lipcowej ofercie biur podróży był jednym z bezprecedensowych wydarzeń w historii światowej turystyki. To najbardziej jaskrawy przykład gry politycznej, wzajemnych niesnasek i odbijania piłeczki, która zablokowała jeden z najmocniejszych kierunków w ofercie organizatorów.

Siga siga w świecie korony

Stosunkowo mało obrywa się Grekom. Być może to dzięki transparentności ich działań oraz wprowadzeniu kodów qr oraz typowaniu turystów do wyrywkowych badań, a może dzięki solidarności w branży turystycznej. Jedynym mocnym fejkiem, który godził w interesy greckiej turystyki był ten dotyczący załamujących ręce hotelarzy, którzy z trwogi przed zarazą przyniesioną przez turystów żądają testów dla wszystkich odwiedzających ich kraj.

Liczba greckich hotelarzy, których znam nie jest na pewno reprezentatywna dla całej grupy zawodowej, ale biorąc pod uwagę moich znajomych i ich znajomych robi nam się już pewne pole do badań opiniotwórczych wśród hotelowego managmentu. Nikt spośród hotelarzy nie pomyślał nawet o konieczności testów dla wszystkich odwiedzających, chyba że w koszmarze. W czyim interesie byłoby testowanie wszystkich turystów? Od kiedy naród żyjący głównie z turystyki (a na wielu greckich wyspach- wyłącznie z turystyki) chciałby w dobie kryzysu mieć jeszcze mniej turystów?

Kto pod kim dołki kopie

Ilekroć czytam kolejne mrożące krew w żyłach wiadomości ze świata, zastanawiam się skąd bierze się ta dramatyczna retoryka i przekonanie, że to za miedzą czai się zło. Przecież według badań to w Polsce z dnia na dzień przypadków jest coraz więcej, to w naszym kraju dopiero co przestały być organizowane wiece wyborcze skupiające wiele osób, które zdecydowanie nie trzymały dystansu społecznego. To po naszej stronie rzeczki odbywają się wesela, maseczki są traktowane jako zbędny gadżet, a w wakacyjnych kurortach ludzie kotłują się na potęgę. Przypominam, że miesiąc temu premier wygłaszał płomienną przemowę w trakcie kampanii prezydenckiej, zapewniając rodaków, że wirusa już nie ma i został pokonany niczym zła czarownica w bajce.

Jak to możliwe, że media bazują na tak negatywnych emocjach związanych ze wszystkim co zagraniczne jednocześnie zapominając, że ogniska wirusa mamy pod nosem- na weselach, w bałtyckich ośrodkach wypoczynkowych, w których nikt nie zawracał sobie głowy obostrzeniami sanitarnymi oraz w popularnych miejscach spotkań towarzyskich. Częstotliwość publikacji rośnie wraz ze zbliżającą się datą wprowadzenia bonów turystycznych możliwych do realizacji na produkty turystyki krajowej. Dość oczywistym wydaje się fakt, że zachęceni relacjami z wakacyjnych kierunków Polacy coraz chętniej i przychylniej spoglądają w kierunku zagranicznych wakacji. Co może ich powstrzymać od wyjazdu? Zagrożenie na miejscu lub konieczność odbycia kwarantanny po powrocie. Dalszy ciąg tej opowieści dopowiedzcie sobie sami.

Podziel się swoją opinią