Ludzie dzielą się na trzy grupy – tych, którzy nie mają problemów z pakowaniem, tych, którzy tego nienawidzą, ale to robią i tych, którzy tego nienawidzą i robią to możliwie najgorzej. Z ankiety na moim IG wyszło, że trzecia grupa jest najliczniejsza. Nadchodzę z pomocą! Oto moja, Twoja, nasza – lista rzeczy potrzebnych do spakowania!
BAGAŻ PODRĘCZNY
Pakowanie zawsze zaczynam od bagażu podręcznego. To, co leci ze mną jest święte i są to rzeczy absolutnie niezbędne. Nigdy, ale to nigdy nie podejmuj ryzyka i nie wkładaj rzeczy ważnych takich, bez których będzie Ci ciężko albo ich dokupienie nastręczy kłopotów, do bagażu głównego. Na lotniskach, zwłaszcza w wysokim sezonie, panuje taki tłok, chaos i zamieszanie, że do rzadkości nie należy zagubienie bagażu albo wysłanie go do zupełnie innego miejsca na świecie. Zastanów się, co zrobić, jeśli tym razem, w lotniskowej ruletce, padnie na Twój bagaż?
- Dokumenty – sprawdzam trzy razy, czy mam:
a) paszport/dowód osobisty
b) dokument potwierdzający ubezpieczenie – screen telefonie plus wersję papierową.
c) karty płatnicze i gotówkę
d) soczewki kontaktowe – jestem osobą mającą wadę wzroku, brak soczewek byłby dla mnie katastrofą, dlatego zawsze wożę je w bagażu podręcznym. W trakcie podróży, nauczona doświadczeniem z Birmy, kiedy to na wielorazowych soczewkach namnożyły mi się antybiotykooporne bakterie, z którymi walczyłam jeszcze pół roku po powrocie, używam soczewek jednorazowych. To o wiele bardziej higieniczne i zdrowe dla oczu. Polecam zamówić pakiet ze strony bezokularow.pl – te soczewki posiadają filtry UV, które chronią oczy przed szkodliwym działaniem promieni.
e) okulary korekcyjne – chociaż nie noszę ich codziennie, to są moim awaryjnym wyjściem.
f) okulary przeciwsłoneczne z polaryzacją – to nie fanaberia, tylko dbałość o oczy. Zapomnij o okularach z sieciówek, które tylko zaciemniają obraz – przynoszą więcej szkody niż pożytku. Nie myśl o tym, że awaryjnie dokupisz coś na miejscu – weź ze sobą porządne okulary. Doskonale pamiętam czasy, kiedy okulary z polaryzacją były toporne, brzydki i co najgorsze – drogie. Dzisiaj można je kupić już za kilkadziesiąt złotych – sprawdź na stronie wokularach.
g) szczoteczka do zębów i pasta – nigdy nie liczę, że w hotelu będzie set pokojowy ze szczoteczką, wiele razy spotkałam się również z sytuacją, kiedy w danym miejscu nie było gdzie dokonać zakupu albo… trzeba było czekać do rana, zakończenia weekendu lub święta. Dramat. Do tej pory byłam orędowniczką zwykłych szczoteczek, jednak trzy tygodnie dostałam swoją pierwszą szczoteczkę soniczną Pixie Dent i… jestem zakochana. Przede wszystkim widzę różnicę w higienie jamy ustnej. Nie sądziłam, że będzie ona tak widoczna. Myślisz, że to zbytek? Spoko, też tak uważałam. Co więcej, myślałam, że przewożenie takiej szczoteczki to strata miejsca i nadwyżka wagi. No cóż, pomyliłam się – szczotka jest lekka, mała, ma swoje etui, a jedno ładowanie pozwala na spokojne mycie przez kilkanaście dni po trzy razy dziennie. Zobacz, że nie jest to ani duży wydatek, ani zbytek –kliknij i sprawdź możliwości szczoteczki.
h) leki – zwłaszcza te, które przyjmowane są na stałe, albo musimy je mieć przy sobie na wszelki wypadek. Sama byłam osobą przewlekle chorą przez ponad 5 lat i zawsze musiały towarzyszyć mi leki na wypadek zaostrzenia mojej przypadłości. Wyobraźcie sobie sytuację, w której moje leki nie doleciałyby razem ze mną, a ja musiałabym przyjąć leki? Niestety, podczas dziesięciu lat pracy w biurze podróży spotykałam się wielokrotnie z sytuacjami, gdy ciśnineniowcy, sercowcy, osoby z chorobami neurologicznymi zapominały leków, albo pakowały je do walizek, które… nie dolatywały. I tak zaczynał się dramat.
i) ładowarki
j) powerbank
k) komplet ubrań – i tu znowu pojawia się temat „a co jeśli bagaż nie doleci?”. Zawsze warto mieć ze sobą dodatkowy zestaw czystej bielizny i koszulkę.
BAGAŻ GŁOWNY
a) kosmetyki – w moim przypadku mogą lecieć w bagażu głównym, ponieważ jeśli nie dolecą to nie będzie tragedii. Azwyczaj w hotelach jest dostępny żel pod prysznic, więc po przylocie można wziąć prysznic i jeśli jesteśmy niewymagający pod tym względem: a) przeżyć na żelu i balsamie hotelowym; b) następnego dnia udać się do sklepu i kupić, co trzeba. Trochę inaczej wygląda sprawa z kolorówką – jeśli nie możesz żyć bez swojego tuszu do rzęs, potrzebujesz kremu albo masz uczulenia i używasz specjalistycznych kosmetyków – nie ryzykuj i weź je w bbagażu podziemnym kierując się aktualnymi wytycznymi linii lotniczych.
b) ubrania – kompletów bielizny tyle, ile dni na miejscu, podobnie koszulek. Kostium kąpielowy zabieram wszędzie – nawet jeśli to zimowy wyjazd do Kazachstanu, bo jak się okazało, w jednym z hoteli było świetne spa. Zawsze zabieram ze sobą długie spodnie lub spódnicę (na wypadek wizyty w świątyni i konieczności odpowiedniego ubioru), coś na długi rękaw (bo zwłaszcza w ciepłych miejscach kierowcy uwielbiają chłód klimatyzacji, który potrafi zabijać nieprzyczajonych 🙂 ) oraz chustę, która w razie konieczności służy za okrycie głowy.
c) obuwie – zasada jest prosta: coś do chodzenia w normalnym trybie (czyli sandałki), coś do chodzenia w trybie bezchodnikowym (adidasy), coś pod prysznic i na basen (japonki, klapki). Absolutnie mam zawsze trzy pary obuwia, a reszta to już wariacje zależne od potrzeb i charakteru wyjazdu.
d) krem z filtrem – mój własny, porządny. Owszem, jeśli walizka nie doleci to poratuję się lokalnym specyfikiem, ale w zamyśle biorę porządne kremy z filtrami, które mam przetestowane i wiem, że mnie nie uczulą ani nie zrobią żadnej niespodzianki.
e) leki awaryjne – czyli takie, z których korzystam jeśli wydarzy się przykra, ale niezapowiedziana historia. Coś na: rozstrój żołądka, ból głowy, biegunkę, ból gardła, opatrunki, coś do odkażania, elektrolity, witaminę C, coś na ugryzienia.
f) torba na plażę – zazwyczaj na plażę zabieram czytnik ebooków, krem z filtrem, powerbank, no i oczywiście klucz lub kartę do pokoju. Żeby nie nosić ze sobą legendarnej siatki z biedry, zawsze zabieram torbę plażową.
g) comfort food – na absolutnie każdy wyjazd zabieram ze sobą rzeczy, które są dla mnie dobre i bezpieczne przy rozstroju żołądka. Nie mówię tu o wielkich zapasach i kilogramach różnych opakowań, ale paczce sucharków i biszkoptów. Są to rzeczy, które wiem, że mogę zjeść, gdy nie będę się dobrze czuła. Mojego zestawu ratunkowego nie zabrałam raz – do Dominikany, gdzie moja córka miała paskudne zatrucie pokarmowe, a w hotelu oraz pobliskich sklepach nie mogłam znaleźć nic, co by jej odpowiadało (sami dobrze wiemy, że przy ostrym zatruciu nie mamy apetytu i ochoty na eksperymenty).