Czego mi dzisiaj brakuje

Aktualna sytuacja na świecie pokazuje nam jak delikatnymi istotami jesteśmy i jak kruche są podstawy, na których zbudowaliśmy swoje życie. Koronawirus odarł nasze życie z niemal wszystkich wygód, które uważaliśmy za normalność, bo kto ostatnimi czasy traktował podróże jako luksus?

Kilka wyjazdów w ciągu roku było dla mnie normą. Co więcej, potrafiłam być niezadowolona i zła, gdy jakiś wyjazd nie wypalał albo nie udawało mi się dotrzeć w danym roku tam, gdzie sobie tego życzyłam. Dzisiaj każde wspomnienie szanuję podwójnie, a możliwość wyjazdu tam, gdzie sięga moja wyobraźnia doceniam jeszcze bardziej.

Podobno najbardziej docenia się rzeczy po ich utracie. Brak możliwości podróżowania uświadomił mi, że to, co lubię w wyjazdach to nie tylko oczywiste przemieszczanie się, ale wiele składowych tego procesu.

  1. Atmosfera lotniska

Uwielbiam lotniska, a im większy port tym lepiej. Pokonywanie drogi od wejścia aż do samolotu- punkt po punkcie, stanowisko po stanowisku ma w sobie coś z pokonywania labiryntu. Do tego sprawdzanie tablic odlotów- ta mnogość możliwości znalezienia się w różnych miejscach w kilka godzin. Tłok, chaos, urywane rozmowy, atmosfera lekkiego napięcia, twarze ludzi z różnych części świata i samoloty.

Samoloty od dziecka były dla mnie najwybitniejszym osiągnięciem człowieka. Wzbijające się w przestworza metalowe ptaki, dzięki którym można pokonać ogromne odległości w kilka godzin. Lotnisko to obietnica przygody, pierwsze dotknięcie czegoś obcego.

2. Patrzenie na ziemię z okien samolotu

To mi się chyba nigdy nie znudzi. Bawi i fascynuje tak samo od pierwszego lotu, choć minęło od niego 20 lat. Miasta, miasteczka, rzeki, jeziora, tajemnicze budynki, autostrady, kolej, śnieg na szczytach gór i odbijające się od morza promienie słoneczne. Chmury- grube warstwy, nudna, oślepiająca i wyciskająca łzy z oczu biel… albo chmurki, których cienia szukamy na dole. Przyklejanie nosa do szyby, gdy pilot mówi, że mijamy Stambuł, piramidy, Paryż albo Gibraltar. Próby robienia zdjęć- niewyraźne, z odbiciem, z cieniem, z fokusem na oblodzonej szybie.

3. Zapach powietrza w różnych krajach

Powietrze wszędzie pachnie inaczej. Uwielbiam moment wyjścia z samolotu i pierwszy oddech w innym miejscu. Wilgoć lub suchość, mroźne i ostre albo nieco zatęchłe, pachnące mocnym słońcem.

Najpiękniej te zapachy opisał Amos Oz, który chyba w każdej swojej książce pisał o „kwaśnym nadmorskim powietrzu”. Zapach morza, gór, lasu, bazarów, dzielnic biznesowych. Zapachy Azji, Karaibów, Afryki, Śródziemnomorza…

3. Uczucie palącego słońca

Pierwszy raz można go doznać po wyjściu z samolotu. Zawsze chce mi się śmiać, gdy na płycie czuję błogość spowodowaną uderzeniem ciepła i promieni słonecznych. Oto ludzie z Północy, z zimnej Polski, przylecieli zakosztować bogactwa, które mieszkańcy Południa dostali od matki Ziemi za darmo.

Do tego jeszcze pierwsze dni w ciepłym w słonecznym miejscu, gdy ciało dosłownie syci się promieniami. „Ładowanie baterii” w dosłownym znaczeniu, zupełnie jakby organizm próbował się napełniać światłem i ciepłem.

4. Gapienie się na ludzi

Uwielbiam patrzeć na ludzi w różnych częściach świata. Kocham obserwować kawałek ich rzeczywistości, wycinek życia, który prowadzą na moich oczach. Zastanawiam się jacy są, gdzie mieszkają, jakimi wartościami się kierują, czy byliby ciekawi Polski tak, jak ja jestem ciekawa ich kraju. Dokąd idą? Co jest dla nich ważne? Jak wygląda życie tam, gdzie sami jesteśmy tylko przez chwilę?

5. Wyostrzenie zmysłów

Wraz z przekroczeniem progu lotniska moje zmysły wyostrzają się. Nie ma mowy o senności, uwaga i skupienie. Mobilizacja. Adrenalina. I tak przez całą podróż.

Podróże chłonie się zmysłami. Począwszy od komunikatów na lotnisku, znalezieniu bramek przez złapanie taxi, odszukanie noclegu, dojazd do zabytków, miast, atrakcji. Wzrok, dotyk, słuch, uważność. W czasie podróży doświadczamy tego, czego brakuje nam w trakcie dnia codziennego- skupienia, bycia tu i teraz.

6. Własne życie z innej perspektywy

Podróże mają cudowną moc uzdrawiania umysłu. Bardzo często to, co zatruwa nasze głowy w miejscu, gdzie mieszkamy, znika w miejscach, które odwiedzamy. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, tak, jak napisałam wyżej- skupiamy się na tu i teraz, więc dywagacje, zmartwienia i rozterki znikają pod naporem otaczającej nas rzeczywistości. Po drugie, życie ludzi z różnych stron świata, a przede wszystkim ubóstwo (materialne) pozwalają nam zrozumieć, że najnowszy iPhone, brak kolejnej torebki czy stary samochód naprawdę nie są największymi zmartwieniami jakie można posiadać.

Podróże to jedne z najpiękniejszych doświadczeń, jakie można przeżyć. Jestem ciekawa za co Wy je kochacie. Dajcie koniecznie znać w komentarzach!

Podziel się swoją opinią